czwartek, 18 listopada 2010

Sos holenderski i pisanie esejow

Ojeja jak to sie stalo, ze nagle sie zrobilo tak pozno w tym miesiacu?

Poszalm dzisiaj konstruktywnie narzekac. Moje frustracje zwiazane ze studiami (po raz pierwszy w zyciu) doprowadzaly chyba wszystkich w mojej najblizszej okolicy do szalenstwa i za porada madrych (i pewnie zmeczonych moim marudzeniem) ludzi poszlam dzis do wyzszej instancji. Wyzsza instancja powiedziala, ze mnie rozumie i ze docenia moja odwage - przyszlam ponarzekac i mialam odwage pokazac sie z imienia, nazwiska i twarzy. Ale czy moje oficjalne zazalenie cokolwiek zmieni? Coz, zrobilam co moglam, reszta jest w rekach Columby (Columba jest czlowiekiem i na dodatek jest mezczyzna. Na nazwisko ma Peoples. Serio. Nie zartuje. Nagroda w postaci drinka i uscisku dloni marudy dla tych, ktorzy bez szukania w googlach powiedza mi skad pochodzi Columba)

Poza tym nastal CzPE, znany ogolem jako Czas Pisania Esejow. Nawet bylam przez chwile w bibliotece i zasnelam nad klawiatura. Dzisiaj staralm sie nie zasnac nad klawiatura i jedyne co z tego wyniknelo, to to ze wiem juz jak sie robi sos holenderski. Nie mam za to pojecia jak sie ma neorealizm w stosunkach miedzynarodowych do post-strukturalizmu. Ciekawe czy gdybym zamiast eseju zaserwowala wykladowcy sos holenderski, to moglabym liczyc na jakies punkty? Ja sie chyba powinnam do klubu milosnikow myslenia o jedzeniu zapisac, a nie na studia magisterskie z zarzadzania Europa...

Na koniec beda moje kosci policzkowe by Charlie Clift:
 Zdjecie, jak zazwyczaj, by --> Charlie Clift <--
Jak ktos skomentowal po zobaczeniu tego zdjecia "Nie mart sie Charlie, w dzisiejszych czasach jest juz na ta przypadlosc lekarstwo".Moze to lekarstwo to sos holenderski? Najlepiej z lososiem.

Brak komentarzy: