niedziela, 2 grudnia 2012

Miało nie być o polityce


Cisza na blogu zapadła ze względów głównie profesjonalnych. Całej prawdy o pracy pisać nie wypada, a ostatnio pisałabym same średnio pozytwyne rzeczy. Wielka ponadnarodowa instytucja dla której pracuję nie jest tu winna i nie będę na nią brudów w internecie wylewać. Inni robią to wystarczająco często i jeszcze na dodatek kłamliwie, więc szkoda żebym od wewnątrz też robiła bałagan.

Z newsów profesjonalnych wartych uwagi na pewno jest wycieczka do Brukseli. Niestety zamiast zrobić jakieś zdjęcie Europie przez duże "E" ja zrobiłam zdjęcie drinka z hotelu. Ponadnarodowa instutucja się szarpnęła na piękny hotel dla mnie na jedną noc. Chciałam z niego zakosić urny ozdobne i maszynę do mycia butów. I przy okazji barmana, bo Margarity robił pierszej klasy. W planach było belgijskie piwo, ale to może następnym razem. O ile w ogóle będzie następny raz. Zobaczymy. O tym kiedy indziej.

Jeszcze bardziej wart wspomnienia jest Tony Blair. Chciałabym powiedzieć, że poznałam premiera Blaira, ale to byłaby przesada. Widziałam go za to całkiem z bliska i gadane miał dokładnie tak, jak za czasów kiedy był u władzy. Ja zawsze Tony'ego lubiłam. Powiedzieć to głośno w Anglii, to wciąż co prawda skazywanie się na dobrowolne towarzyskie wygnanie, ale ostracyzm mnie nie przeraża. Blaira lubiłam i Blaira lubię. Wykład o Europie wygłosił fantastyczny i na dodatek w fantastycznym stylu. Rzadko kiedy sobie myślę "ale fajnie by było być politykiem", ale patrząc na Blaira przez ułamek sekundy taka przerażająca myśl mi przemknęła przez któryś z płatów mózgu. Na szczęście potem Tony przestał opowiadać o Europie i czar prysł. Jedno jest pewnie - słuchając go przygotowanego (w czasie wykładu) i nie (w czasie pytań po wykładzie) w ogóle nie dziwi, że facet trzy razy z rzędu wygrał wybory w tym kraju. Z taką charyzmą można tylko wybory wygrywać. No i może jeszcze iść na wojnę w Iraku, ale o tym sza. A potem sprytnie zostawić jako swojego zastępce Gordona B.

Zasiadłam do komputera z założeniem, że tym razem nie będzie o polityce, i jak zwykle wyszło o polityce. Dobrze, że dzisiaj cały dzień spędziłam robiąc ciasta, kolację i inne zupy. Jakoś się człowiek musi rozerwać.

Na koniec będzie zimowa ławeczka bez Tony'ego Blaira, ale za to w słonku:

Winter Bench