środa, 29 kwietnia 2009

Elfie wieloryby

Srednia pisania postow osiagam kosmiczna i ktos mnie powinien w ten moj leniwy zadek zdecydowanie kopnac. Jak juz wspominalam zatracilam gdzies ciaglosci historii. Nie zeby kiedykolwiek jakas byla, ale wiem ze nobla za pisanie nie dostane. No chyba ze zostane doceniona jako pisarz post-modernistyczny i post-strukturalny (nie do konca wiem co to znaczy, ale struktury mnie nie dotycza wiec moge byc post-strukturalna).
Wydaje mi sie ze za sciana Katy chrapie, ale pewnosci nie mam. To moga byc tez powoli przemykajace auta za oknem - w koncu to jest serial Olga w Wielkim Miescie.

Zly jest ten tydzien. Ma dopiero dwa dni a juz trzy osoby w moim towarzystwie sie smucily. Powodow byla masa i az dziw ze w trzech osobach tyle niepewnosci, smutkow i zalu sie moze zmiescic. Wszystkich bym chciala utulic najszczerzej i najlepiej jak potrafie, ale wciaz jeszcze nie wymyslono maszyny, ktora przesyla przez internet uczucie przytulania. Mysle, ze to by byl duzo lepszy wynalazek niz webcamy.

A na koniec informacja dnia: wieloryby jak elfy. Tego, ktory wytlumaczy o co chodzi czeka nagroda. To byl naprawde ekscytujace wniosek i moral z opowiesci Oscara. Ktos je swoja droga powinien spisywac.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Czas plynie

Najlepszym dowodem na szalenczy uplyw czasu jest fakt, ze sto lat minelo od ostatniej notki na tym blogu. Trudno tu tez mowic o jakiejkolwiek ciaglosci w watkach jakie opisuje czy, o ktorych wspominam. Chociaz musze przyznac, ze ciaglosc i spojnosc watkow nigdy nie byla moja mocna strona blogowa. Co innego jesli chodzi o eseje.

Ale o tych nie piszemy. Zreszta ze smutkiem zawiadamiam, ze nie ma co pisac... To sie zmieni w najbliszych dniach i tygodnach. Sesji moze w tym roku jako takiej nie mam, ale zeby chociaz zachowac pozory przyzwoitosci pisze dwa eseje. I ot cala sesja.

Ucze sie tez subjuntivo, bo moze mi sie przydac w Kraju Baskow gdzie sie wybieram latem. Chociaz oni tam sobie gadaja po baskijsku. I strzelaja do wszystkich wokol. Coz, az szkoda ze nie jade z Walijczykiem bo taki by sie moze dogadal. Ja natomiast trafilam na pol-chochlika z Kornwalii (ale mentalnie z Devon) i oni generalnie mrucza pod nosem w zadnym ogolnie i oficjalnie uznanym jezyku. Ok, to moze troszke nieprawda - jade z Brytyjczykiem, ktorego opatrznosc obdarzyla cala masa talentow, ale jezyki obcem mu dane nie byly wiec posluguje sie tylko mowa Szekspira. Za to jak sie posluguje! (to jest notka poprawna politycznie - nidgy nie wiadomo kto sobie zechce tego bloga potlumaczyc i przekazac dalej np. do Devon).

V sprawdza sie pieknie i wszyscy go podziwiaja. Jednak nie ma jak fioletowy laptop. Wczoraj poszlam z nim na spacer i rozpakowujac go zauwazylam jak mi pieknie pasuje do mojej fioletowej torebki. Zycie jest piekne.

A Maman na wsi i probuje sie odciac od swiata. Swiat podobno dzwoni ok. 18 razy dziennie. Witamy w XXI wieku.

środa, 15 kwietnia 2009

Inwazja minela

Hohoho, dawno mnie nie bylo. Od tego czasu co prawda nic sie w moim zyciu za bardzo nie zmienilo, ale zdazylam sie przyzwyczaic do nowego komputera (mam swietna klawiature) oraz przezyc dwa naloty angielskie. Pierwszym nalotem byl zestaw Anita + Oscar czyli tak naprawde dwa w jednym. Odwiedzilismy piekne polskie Tatry, zdobylismy Kasprowy Wierch i teraz z czystym sumieniem moge ich wypuscic w Himalaje latem, bo przynajmniej jakies gory juz widzieli i osmio-tysieczniki moze ich za bardzo nie przestrasza. Chociaz w malym stopniu wiedza czego sie spodziewac.

Oni wylecieli w czwartek, a w piatek popoludniu ponad dwie godziny staralam sie dostac do Krakowa (autostrada! Ha!) zeby odebrac szanowne Guru (rowniez znane w czasie tej przerw
y swiatecznej jako Chico Latino). Guru przylecialo do mnie ze slonecznej Hiszpanii gdzie to oczywiscie oddawalo sie przyjemnosciom morsko-powietrznym. Mnie nie pytajcie. Tutaj natomiast wiatr je przywial zeby poznalo moja rodzine. Rodzina Guru nie zjadla, a Guru jak prawdziwy wegetarianin nawet sie jedzeniem rodziny nie interesowal. Ciciki tez Guru nie zjadly, co najbardziej ucieszylo chyba Maman, bo jednak kocie wlosy mozna odkurzac dwa razy dziennie a i tak zostana. Wielkanoc wiec uplynela nam angielsko i mobilnie, bo zwiedzilam znowu troszke polski i to jako kierowca (raz nawet bez prawa jazdy).

A teraz teoretycznie ucze sie hiszpanskiego. W praktyce mysle o swoich nowych butach i nowej sukience. O nowej, pieknej bieliznie tez mysle. Zycie
jest dobre, mimo ze portfel mam jakby lzejszy po dzisiejszym wypadzie do Katowic.

Mam Photoshop Elements i mnie to cieszy ogromnie. Mam tez piekne zdjecie Cicika na ktorym jestem ja i Guru. Oto ono:

środa, 1 kwietnia 2009

22 i V

Pieknie jest byc znow o rok starsza. Nie czuje w ogole roznicy miedzy soba wczoraj a soba dzis, a jestem bogatsza o ksiazke, filtr +dyfuzor + zestaw do czyszczenia obiektywow, piekny plakat z kolazem zdjec z ostatnich 22 lat mojego zycia oraz o nastepce Faakera.

Tak moi drodzy - ten post jest pierwszym pisanym na zupelnie innym, wciaz jeszcze nie-oswojonym laptopie. Mam viste, mam vaio i az by sie chcialo powiedziec, ze to cudo jest w kolorze violet, zeby mi z tymi wszystkimi 'v' pasowalo. Chyba wlasnie wpadlam na pomysl - nazwe go 'V' i tyle. Purple Haze bylo za dluga nazwa.

Cicius siedzi na stole i patrzy na mnie wyczekujaco. Coz, moze i sa moje urodziny, moze i mialam tort w ksztalcie torebki od Louis Vittona (beda zdjecia), ale mamusiowe obowiazki czekaja - trzeba marude polozyc spac.