piątek, 29 czerwca 2012

Wnętrza i przemyślenia o oponach

Zaraziłam się chyba szaleństwem przeprowadzkowym, bo radość z jaką przeglądałam wczoraj w sklepie Elle Decoration aż samą mnie zadziwiła. Dostałam od rodziny bojowe zadanie zakupić jakieś magazyny z wnętrzami i zewnętrzami i już się nie mogę doczekać wycieczki do większego kiosku. Nawet wizja mojego wyprowadzania się (wciąż odległa, ale i tak przerażająco bliska) aż tak mnie nie przeraża. Wszystkie te kartony, krwiożercze taśmy klejące (tu ukłon w stronę Maman bo ona wie o co chodzi) i rozterki w stylu: "Drogi zeszycie z gimnazjum, fajnie nam było tyle lat, ale obawiam się, że w moim nowym życiu nie ma dla Ciebie miejsca" (a później gorączkowe grzebanie w recyklingu w poszukiwaniu porzuconego zeszytu) jakoś wydają mi się milsze. Przeglądam takie Country Living i wyobrażam sobie wszystkie te piękne rzeczy, które mogłabym mieć w swoim pięknym pomieszczeniu. Nina kiedyś powiedziała, że zainteresowanie meblami to jedna z oznak dorosłości. Nie wiem czy coś w tym jest czy nie, ale od niedawna dopiero dotarło do mnie, że dekorowanie domu to nie tylko nalepki na ścianach i zasłony nad łóżkiem. Może jeszcze będą ze mnie ludzie.

Ciasto jeszcze mam w piekarniku, bo to takie z tych co lubią w piekarniku siedzieć godzinami. 

Myślę sobie, że dowiedziałam się dziś czym różni się opona w samochodzie od takiej w rowerze. Okazuje się, że dętki to nie są małe opony tylko całkiem inne urządzenia. Całe życie się człowiek uczy i piękne jest to, że codzienne przedmioty są go w stanie zadziwić. Weźmy te nieszczęsne opony - nie zastanawialiście się nigdy dlaczego samochód ma zapasowe koło a nie oponę? No właśnie. Ja już od dzisiaj wiem i rozumiem. No magia inżynierii - czasem sobie myślę, że może w innym życiu i z innym mózgiem mogłabym pragnąć być inżynierem. Problemy logistyczne świata można rozwiązać wykombinowując nowe rozwiązania.

Ale bredzę. Chyba starczy tego. Czas zrobić sobie kolejną herbatkę i zobaczyć jak się miewa moje ciasto (to nie jest MidnightCookie, to jest MidnightCooking!).

Na koniec będzie deszcz skandynawski i to jakie zostawił ślady na równie skandynawskiej roślinności.



IMG_7558-2

czwartek, 21 czerwca 2012

Uroki stolycy i pisanina wszelka




Trzeci dzień piszę jednego posta i chyba to znak, że nie powinnam go kończyć. Brak w nim lekkości i polotu i generalnie jakiś on taki nieudany. Nie żebym zawsze siliła się na błyskotliwość - większość tutejszej pisaniny jest tworzona pod wpływem chwili i nigdy więcej nie czytana, ale taki post jak ten (wyciskany) powinien się czymś wyróżniać. Najtrudniej jest wrócić do tego co się samemu pisało i stwierdzić, że to jakaś literacka (ha! ha! ha!) katastrofa. Rzucam to i nie wracam do niego. Raz na trzy lata robię na blogu porządki to może trafię na resztki tego wyciskanego posta. Pośmieję się ze swoich problemów tak jak się śmieję czytając stare pamiętniki.


Swoją drogą pamiętnik mi się skończył i w chwili desperacji sięgnęłam po zwykły zeszyt w linie. I pomyślałam sobie, że to jest piękna wymówka dla kupowania zeszytów. Zeszyty, kartki okolicznościowe i wszelkie inne gadżety ze sklepów papierniczych są moim słodkim grzechem. Dzisiaj na przykład nie mogłam się powstrzymać i zdobyłam piórnik z Unii Europejskiej (niebieski w gwiazdki). Leżał sobie u nas na stoliku z gadżetami w recepcji i wyglądał tak smutno w tłumie innych piórników, że nie sposób mu było odmówić. Tylko silna wola powstrzymała mnie przed podobną adopcją kwadratowej gumki do gumowania (też w gwiazdki). Aż by się chciało powiedzieć - Unia Europejska - nowy, czysty start. W końcu to gumka, a gumki są od naprawiania błędów.
Wracając jednak do zeszytów - teraz wiem, że mogę je kupować bez karnie i mówić, że to na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo kiedy skończy mi się pamiętnik i trzeba będzie uciec się do metod szkolnych. O tak.


Nie będę pisać o mojej pracy, bo wyjątkowo w tym tygodniu szkoda mi na to klawiatury. Próbowałam o niej właśnie pisać przez ostatnie trzy dni i jakoś ciężko to wychodziło. Rzucam to wszystko i wsiadam w najbliższego EasyJeta do Toskanii. Temat zamknięty. Jak już muszę mieszkać w UE, to przynajmniej gdzieś, gdzie jest ładnie a jedzenie jest dobre.


(troszkę przesadziłam, ale kto chciałby czytać czyjeś mdłe i życiowe wywodu, skoro można pisać kolorowo i dramatycznie? dramatycznie zatem wyobraźcie sobie jak ja równie dramatycznie pakuję te manatki i uciekam. ciekawe czy dotarłabym na lotnisko bez wracania z powrotem. magnetyzm stolycy moi drodzy, stolycy).


Na koniec będzie inna stolica. W przyszłym życiu urodzę się Duńczykiem i będę śmigać na rowerze (wodnym) po Kopenhadze.

Copenhagen

niedziela, 17 czerwca 2012

poniedziałek, 11 czerwca 2012

iTelefony przejmą władzę nad światem

Znowu mnie wcięło gdzieś daleko od świata internetu. Królowa panuje już Anglikom 60 lat i trzeba było ten jubileusz jakoś zaakcentować. Poza tym przecież mamy Euro moi drodzy i to takie piłkarskie a nie kryzysowe! Ja celebruję więc zniknięciem z internetu. Porzuciłam wszystko na kilka dni i tylko od czasu moja maszyna, która robi "piiim, piiim" (ale takim miękkim a nie irytującym głosem) wołała, że mam nowe maile. Niech maile (szczególnie te z pracy) spadają. Niech księga gąb spada (ta to już szczególnie, paskudna i wścibska - wszystko o wszystkich by chciała wiedzieć kanalia jedna), niech spadają inne ćwierkające wymysły.


Co świat by zrobił gdyby nagle nam wszystkim wysiadł internet? Tak tylko na 48 godzin. Najlepiej w ciągu tygodnia, bo weekendy się nie liczą. A może lepiej, żeby wysiadł w weekend, bo wtedy ludzie mają czas i cała prawda o tym jak go spędzają wyszłaby na jaw? Gdybym miała ten eksperymet przeprowadzić na całego to zabroniłabym też telewizorów i smsów. Telefony niech zostaną, ale niech służą tylko do dzwonienia. Żadnych czatów, żadnych kamer z ośmioma megapikselami. Wyobrażacie sobie, że to pokolenie młodsze ode mnie (a mnie stuknęło ćwierćwiecze, gdyby ktoś się zastanawiał) nie będzie już znało świata bez globalnej sieci? Oni już śmigają po iPadach lepiej niż śmigają po książkach, a fakt, że coś istniało przed Wikipedią, co służyło podobnym celom pewnie im się w głowie nie mieści. Papier niedługo będzie przez ludzkość oglądany tak, jak przez Rolanda Deschain z Mrocznej Wieży. Jak coś prawie niemożliwego. Z tą jedynie różnicą, że w świecie Rolanda go nie było, a naszym świecie będzie niepotrzebny.


Ja sama jestem też winna. Zamiast zaplanować przejście z punktu A do punktu B przed wyjściem z domu, po wychynięciu nad ziemię klikam (czy klika się ekran dotykowy?) taką malutką strzałkę i mój iTelefon od razu mówi mi gdzie jestem, a zatem też jak dostać się do celu. Kiedy mam jakiekolwiek pytania to sięgam nie do głowy, a do kieszeni. I tak proszę wraz z postępem technologicznym zmienia się nie tylko świat dookoła nas - kable w domu to już przecież tylko kwestia połączenia sprzętu do prądu - ale i ten w nas. Zamiast pisać do szuflady te wszystkie przemyślenia (na wspomnianym już papierze) albo list do kogoś taki z całą masą błyskotliwych komentarzy o współczesności, zdecydowałam się rozpisać na blogerze. Milczenie, jednak jest, jak napisał Shakespeare, złotem. 


Starczy tego malkontenctwa tym razem na temat postępów techniki. Trzeba kciuki trzymać bo jutro musimy wklupać Rosjanom. To jest kwestia honorowa. Już starczy, że za mało wklupaliśmy Grekom (chociaż im to chyba ze współczucia daliśmy z nami zremisować, bo kopać już leżącego raczej nie wypada. nawet jeśli leży mu tylko rynek pracy)


(p.s. ostatnio wszędzie zabieram aparat i nigdy nie mam w nim karty pamięci. zamiast dzieł moich będzie dzieło Charlie'ego pt - głowa w trawie. Jeśli Lynch może porzucać uszy to ja mogę stracić głowę)


Olga