wtorek, 30 listopada 2010

Lekka Panika

Czy nie ogarnelaby Was lekka panika gdyby Wasz licznik na blogu zakomunikowal Wam, ze ktos tu trafil wpisujac w wyszukiwarke Wasze imie nazwisko i "blog". Jasne - to moj blog. Wiekszosc jego czytelnikow zna moje imie i nazwisko i to jest ok. Ale oni wszyscy znaja tez adres i nie musza sie posilkowac google, zeby mnie znalezc. Jesli nie maja adresu, to moga zapytac mnie osobiscie.
A ten ktos tego adresu nie mial i znalazl go sobie wpisujac mnie w google. Ten ktos musial byc moim zyciem zainteresowany. Mam nadzieje, ze nie zawiodlam jego oczekiwan i okazalam sie interesujaca.

Zyjemy w czasach totalnej inwigilacji. Google is king.

Na koniec bedzie ... nie zdjecie, a cytat dnia (jest mysla przewodnia, ktora motywuje mnie do pisania eseju o neorelizmie): 
"Get your facts first, then you can distort them as much as you please" Mark Twain (mistrz cytatow)

poniedziałek, 29 listopada 2010

Mam nowa sukienke


Ta czerwona.
Wiwat Szwedzka Moda!
(photo by H&M - ciagle szukam fotografa)

piątek, 26 listopada 2010

Sophie, znawca polskiej kuchni

Organizujemy impreze, zapraszamy Soph.
Soph: Moge cos przyniesc na impreze? Moze jakies polskie jedzenie?
Ja: Jasne!
Soph (bez chwili wahania): Moze oliwki?
Ja: ...

Kilka minut pozniej, rozmowa na zupelnie inny temat.
Soph: To jakie oliwki mam przyniesc?
(kurtyna)

Oliwki, podstawa polskiej kuchni. Polska, kraj znany ze swych gajow oliwnych.

środa, 24 listopada 2010

Finlandia, neorealizm i Oxford

Dzis jest zimny dzien i chyba czas pogodzic sie z mysla, ze zima juz nadeszla. Wiesc niesie, ze Centralna Europa powitala dzisiaj snieg i ze snieg ten ma teraz odwiedzac te czesc swiata regularnie. Wlasciwie mogloby byc gorzej - moglibysmy mieszkac w okolicach Kola Polarnego i mieszkac pol roku w ciemnosci. A przynajmniej przez kilka miesiecy. Niefajnie jest byc Finem - tam w niektorych miejscach jest ciemno przez 51 dni w roku. I mieszkaja tam coniektorzy szalency. Cos mi mowi, ze Sw. Mikolaj moze byc jednym z nich. Na pocieszenie potem to samo slonko, ktore ich opuszcza wraca, zeby przez 73 dni im swiecic. I jak tu mowic o umiarze w naturze? I jak tu sie dziwic, ze Finowie to taki dziwny narod?

Jak widzicie moja wiedza dotyczaca NeoRealizmu (czy tez strukturalnego realizmu) osiagnela juz granice Kola Polarnego. Zamiast zaglebiac teorie Waltza, Walta i Wendta (serio) czytam o reniferach. Niech zyje wikipedia, zrodlo wszelkiej wiedzy - od polnocnego slonca po teorie balansu wladzy! Dowiedzialam sie tez dzisiaj, ze najpopularniejszym finskim drinkiem jest Salmiakki Koskenkorva - polaczenie wodki z lukrecja. Coz, dziwni ci Finowie.

Jutro mam za to ambitny plan skonczenia czytania i rozpoczecia akcji Pisanie Eseju. A przynajmniej Planowanie eseju. Jutro przyjdzie tez nowy vegbox i juz sie martwie, ze znowu dostane jarmuz. Co ja zrobie z ta cala kapusta? Czy ktos ma jakies pomysly jak wykorzystac jarmuz w ilosciach zupelnie nie przystajacych do moich rozmiarow? Pesto z jarmuzu? Hmm, to wlasciwie brzmi calkiem niezle...

Na koniec bedzie wycieczka Aleja Wspomnien, prosto na Port Meadow w Oxfordzie. Melduje, ze Oxford ma sie dobrze i mimo, ze teskni za mna nieziemsko (tak mi wyszeptal na uszko), to daje sobie rade. Co ma sobie nie dawac? Tyle lat stoi, to chyba jeszcze postoi. QI Cafe niestety juz nie istnieje i nie jestem w stanie znalezc informacji od kiedy juz jej nie ma. Ale Gardener's Arms ma sie dobrze, St.Giles stoi i nikt jeszcze nie ukradl skurczonych glow z Pitt Rivers. No i Port Meadow nie zmienilo sie wcale - moje drzewo wciaz stoi i wyglada pieknie.

czwartek, 18 listopada 2010

Sos holenderski i pisanie esejow

Ojeja jak to sie stalo, ze nagle sie zrobilo tak pozno w tym miesiacu?

Poszalm dzisiaj konstruktywnie narzekac. Moje frustracje zwiazane ze studiami (po raz pierwszy w zyciu) doprowadzaly chyba wszystkich w mojej najblizszej okolicy do szalenstwa i za porada madrych (i pewnie zmeczonych moim marudzeniem) ludzi poszlam dzis do wyzszej instancji. Wyzsza instancja powiedziala, ze mnie rozumie i ze docenia moja odwage - przyszlam ponarzekac i mialam odwage pokazac sie z imienia, nazwiska i twarzy. Ale czy moje oficjalne zazalenie cokolwiek zmieni? Coz, zrobilam co moglam, reszta jest w rekach Columby (Columba jest czlowiekiem i na dodatek jest mezczyzna. Na nazwisko ma Peoples. Serio. Nie zartuje. Nagroda w postaci drinka i uscisku dloni marudy dla tych, ktorzy bez szukania w googlach powiedza mi skad pochodzi Columba)

Poza tym nastal CzPE, znany ogolem jako Czas Pisania Esejow. Nawet bylam przez chwile w bibliotece i zasnelam nad klawiatura. Dzisiaj staralm sie nie zasnac nad klawiatura i jedyne co z tego wyniknelo, to to ze wiem juz jak sie robi sos holenderski. Nie mam za to pojecia jak sie ma neorealizm w stosunkach miedzynarodowych do post-strukturalizmu. Ciekawe czy gdybym zamiast eseju zaserwowala wykladowcy sos holenderski, to moglabym liczyc na jakies punkty? Ja sie chyba powinnam do klubu milosnikow myslenia o jedzeniu zapisac, a nie na studia magisterskie z zarzadzania Europa...

Na koniec beda moje kosci policzkowe by Charlie Clift:
 Zdjecie, jak zazwyczaj, by --> Charlie Clift <--
Jak ktos skomentowal po zobaczeniu tego zdjecia "Nie mart sie Charlie, w dzisiejszych czasach jest juz na ta przypadlosc lekarstwo".Moze to lekarstwo to sos holenderski? Najlepiej z lososiem.

wtorek, 9 listopada 2010

Wiedza to wladza, czyli jestesmy jak chodzace karty pamieci

Ludzie od czasu do czasu (nie wszyscy i nie ciagle) wpadaja w panike modernizacji. Boja sie ze niedlugo wszystko bedzie wirtualne, technika nas nie dosc ze wyprzedzi to jeszcze nas pozre i tylko jej sie odbijemy lekka niestrawnoscia. Informacja jest najwyzszym dobrem przetargowym i fakt, ze mozemy 2GB (i wiecej) wiedzy nosic przy sobie wydaje sie zarowno fascynujace i przerazajace. Czy ktos sie kiedys jednak zastanawial ile informacji nosimy w sobie. Nie przyw sobie. Jasne, pewnie kazdy cos tam wie, chociaz ilosc wiedzy jaka posiadamy tak naprawde jest duzo wieksza (bo w koncu wiemy jak pisac czy czytac, ale malo kto zaliczylby to do jakichs wielkich osiagniec intelektualnych). A co z danymi, ktore w sobie nosimy, a o ktorych sobie nie zdajemy sprawe?
Ja kilka dni temu dalam sie pokluc pielegniarce, zeby okreslono u mnie poziom przeciwcial na WZW typu B. Dzisiejsze wyniki pokazaly mi jakas tam liczbe (mniejsza o to jaka) i na ich podstawie wiem juz czy sie szczepic czy nie. Sytuacja wydawaloby sie calkiem normalna, ale przeciez ja ani razu w ciagu ostatnich 13 lat (wtedy bylam szczepiona na wzw typu b) ani chwili nie spedzilam rozmyslajac o moich przeciwcialach. A moje przeciwciala harcowaly sobie na calego. W takiej niewielkiej ilosci mnie jaka byla pobrana ze mnie krew znalazla sie cala masa informacji o mnie. Informacji, ktorych nawet ja nie bylam swiadoma. sobie, a
Jednak wiedza, to wladza.

Przepraszam za totalna oderwanie od rzeczywistosci tego posta. Po prostu bylam pelna podziwu dla samej siebie i ile tajemnic we mnie siedzi. Zreszta, nie tylko we mnie, ale w nas wszystkich.

Teraz czas na roznice miedzy systemamy parlamentarnymi a prezydenckimi w Europie. Chyba zjade z nudow. 

Na koniec beda listki z zeszlej jesieni, ale jak wyjdzie slonko to moze jeszcze znajde jakies listki tej jesieni.



wtorek, 2 listopada 2010

Zycie mnie dzisiaj postanowilo emocjonalnie poturbowac, a jako ze jestem na turbulencje wyczoulona to sie dalam.

Ide ulepic jakis garnek, a jutro wsiadam w Easyjeta i chrzanie to wszystko.

Dobranoc.

Na koniec bedzie Cicik, krolowa wolania o uwage i mistrzyni sztuki "whatever", moja obecna idolka. Kiedys tez bede jak Cicik.