czwartek, 24 marca 2011

Sennosc

Przychodzi taki moment w zyciu kazdego szanujacego sie studenta, ze po prostu przyznaje sie ze dzisiejszy dzien byl stracony. Po wielu probach i mekach skupienie po prostu nie chcialo przyjsc i zaden spacer czy kawa nie pomogly. Nalezy wtedy sie po prostu poddac i odejsc od komputera (czy zeszytu czy ksiazki) z mocnym postanowieniem wysokiej wydajnosci od jutra rana. I cieszyc sie reszta dnia bez wyrzutow sumienia. Tak jest w przypadku studentow szanujacych siebie, swoj czas i swe umysly.
W moim przypadku taki malo wydajny dzien spedzam na zmuszaniu sie do pracy. Siedze nad jedna strona przez 20 minut i mozg mi sie wytapia. Wiem ze sie wytapia, bo czuje jak z jednej strony od zmeczenia az sie oparl o prawa sciane mojej czaszki i czeka na sen. Przez chwile polozylam glowe na poduszce i to byl wielki blad. Czytac bokiem nie potrafie (a przynajmniej nie z ekranow LCD) a posciel byla kuszaco-pachnaco-miekka. Oparlam sie jednak pokusie i zasiadlam przy stole kuchennym. Zapalilam wszystkie swiatla, otwarlam okno. Ba! Nawet, winiac niczego nie podejrzewajacy komputer, wydrukowalam jedna prace i czytalam jej wersje analogowa, bo myslalam ze to mnie obudzi. Nic z tego. Zdanie "Policy radicalism is an electorally pragmatic strategy" mnie przeroslo. A biorac pod uwage, ze bylo to czwarte zdanie na stronie pierwszej z osiemnastu, to czarne popoludnie wisialo nade mna. Spacer - nie pomogl. Lunch - nie pomogl. Herbata - nie pomogla. Kolejny spacer - nie pomogl. Kawa - nie pomogla. Ciastko - nic z tych rzeczy. Wyczerpaly mi sie pomysly na auto-pomoc i teraz w pol snie pisze cos tutaj. Moze ja lunatykuje i dlatego jestem dzis od poludnia taka spiaca?
Jedno jest pewnie - troche sie jeszcze pomecze i zmusze do patrzenia w notatki a jutro, z mocnym postanowieniem poprawy przeczytam to wszystko raz jeszcze. Tym razem ze zrozumieniem. Amen.

(ps. sa teorie ze to rownonoc wiosenna powoduje sennosc. Ja jestem tak senna, ze nawet rownonoc mam o trzy dni noce spozniona)

poniedziałek, 21 marca 2011

Udajemy intelektualistow

Najlepszym czasem na blogowanie jest czas kiedy powinno sie pisac eseje. Jako, ze fakt ten jest znany ogolem nie bede go tutaj szerzej omawiac i przejde od razu do konkretow.

Po calym dniu szukania dowodow na to, ze partie zielone wcale nie sa takie zielone stwierdzilam, ze dam rade napisac ten esej. Mam na pulpicie folder, a w nim 30 roznych prac naukowych na mniej i bardziej powiazane z pytaniem esejowym tematy. Jutro tez wybiore sie do biblioteki i bede udawac intelektualiste.

Udawanie intelektualistow zreszta wychodzi mi calkiem niezle - ostatni weekend spedzilam w Cambridge i wcale nie czulam sie gorsza czy "nie-na-miejscu". Nasz przewodnik prawie doktor (!) Branson zabral nas na wycieczke po swoim wydziale, swoim collegu (podobno to sie po polsku nazywa kolegium) i swoim barze. Cambridge jest male i sliczne, a uczelnia robi wrazenie. To jest dopiero studiowanie moi drodzy - mury z XIII wieku zobowiazuja do uczenia sie grzecznie. A zielona trawka i piekne biblioteki tylko temu sprzyjaja. Gorzej z rzeka, sloncem, cydrem i punting (czy jest na to polskie slowo?), ktore nie sprzyjaja nauce i one mnie sprowadzily na manowce. Zamiast sie uczyc chlonelam akademicka atmosfere przez skore. Nia naladowana mam teraz zamiar do konca termu wytworzyc jakis piekny esej o zielonych partiach i o tym, ze swiata jednak sie nie da uratowac.

Ale zeby nie bylo ze koncze smutnym akcentem fatalistycznej wizji swiata, to na pocieszenie beda wiosenne, sniadaniowe muffinki:

piątek, 18 marca 2011

czwartek, 10 marca 2011

O mitach zwiazanych z czytaniem i Wyzwanie 2010.

Wlasnie probuje sobie przypomniec jakie ksiazki przeczytalam odkad w zeszlym roku wprowadzilam w zycie swoje pierwsze Postanowienie Noworoczne, czyli tzw. osobisty challenge. Jesli macie przyjemnosc obcowac ze mna osobiscie (mniej lub bardziej) to wiecie, ze irytuje mnie lenistwo i stwierdzenia w stylu "Czytalbym ksiazki gdybym mial wiecej czasu". Albo pytania z kategorii: "Jak Ty to robisz ze masz czas na czytanie beletrystyki/dla przyjemnosci?". I moj ulubiony: "Marzy mi sie miec czas zeby znow czytac ksiazki". Osobiscie nie wierze, ze ktokolwiek, kto naprawde lubi (nie wspominajac o kochaniu!) czytac nie ma na to czasu. Jesli ksiazki sa dla Ciebie na tyle wazne, zeby "marzyc" o ich czytaniu, to znajdziesz na to czas. To jest proste marzenie i tak latwo je wprowadzic w zycie, ze oszustow-autorow tego typu tekstow mam ochote zaraz poinformowac o tym, gdzie jest najblizsza biblioteka. Ale w koncu to nie dostepnosc ksiazek, a cenny czas jest tu przeszkoda. Dla tych tez mam odpowiedz - dobra organizacja zycia. Wierzcie mi - stare powiedzonko, ze "dla chcacego nic trudnego" naprawde sprawdza sie jesli chodzi o aktywnosc tak nieskomplikowana jak czytanie ksiazek.

Rok temu w styczniu po kilku sytuacjach podobnych to opisanych powyzej postanowilam sprawdzic sama siebie i moje czytelnictwo. Wiem, ze sa momenty kiedy czytam mniej - duzo researchu do esejow mnie rozleniwia i nie lubie patrzec na litery jeszcze "po godzinach". Ale juz matura czy sesja to byly dla mnie momenty wzmozonej aktywnosci czytelniczej. "Neverwhere" Gaimana to bylo to, co utrzymalo mnie przy zyciu w czasie powtorki z historii. A "Shutter Island" Lehane'a dawalo mi cos innego i swiezego do rozwazania w czasie desperackich prob ratowania planety na mature z Ekosystemow. W zeszlym roku postanowilam jednak zobaczyc czy jestem w stanie czytac przynajmniej jedna ksiazke w miesiacu. Warunek byl jeden - cale moje normalne zycie ma pozostac takie jak bylo - challenge ma przejsc niezauwazony przez moje otoczenie. Po roku wciaz mam miec znajomych i chodzic z nimi na imprezy. Ksiazki nie mialy tez zabic mojego zwiazku ani w zaden sposob wplynac na zaniedbanie Guru (Guru by sie szybko upomnialo). Mialam tez utrzymac poziom osiagniec naukowych na tym samym poziomie. 
Po ponad roku trzymam sie dalej tej zasady. W kwietniu w zeszlym roku mialam pewne zalamanie i jeden tom Millenium Stiega Larssona skonczylam z opoznieniem, ale szybko to opoznienie nadrobilam. W czasie wakacji przeczytalam duzo ponad 1 ksiazke na miesiac. Znajomych wciaz mam, Guru nie czuje sie zaniedbane a moje oceny jesli juz to ... sie poprawily. Czyli moi drodzy da sie, wystarczy chciec. Ksiazke miec ze soba i przy mozliwej okazji i przede wszystkim ochocie wyciagac ja i czytac. Ja sie mam o tyle fajnie, ze telewizja nigdy mnie nie krecila, a gazet i magazynow nie czytam regularnie (z wyjatkiem Polityki), ale
nawet jesli ogladalabym House'a na Channel 4, to bylabym sie w stanie wyrobic. Ba! Nawet wiadomosci bym sobie wtedy wcisnela w plan zajec. Da sie.

Troche marudze ale to dlatego, ze wlasnie skonczylam czytac "Lollipop Shoes" Joanne Harris (w Polsce wydane jako "Rubinowe Czolenka") i juz przez ostatnie kilkadziesiat stron nie moglam sie doczekac nastepnej ksiazki na liscie do przeczytania - opowiadan Ishiguro. Trzeci dzien tylko o tym mysle w wolnych chwilach i to mnie sprowadzilo na manowce pytania "Dlaczego nie wszyscy ludzie czytaja ksiazki?". Osobiscie tym wszystkim ktorzy nie czytaja... wspolczuje. I siadam z herbata nad nowym Ishiguro.

Na koniec bedzie optymistyczny akcent w postaci drzewka o zachodzie slonca.



czwartek, 3 marca 2011

Kreple i kubki (smakowe)

Stop global warming! I need ice for my Martini.

Prawdziwy post tez bedzie w najblizszym czasie. Taki ze slowami i cala blogowa otoczka i atrakcjami. Na razie jestem pozarta przez katar i marzy mi sie odzyskac kubki smakowe. Guru mi zrobil na kolacje gnocchi i jedyne czym sie pocieszalam to fakt, ze gnocchi sa dosyc spektakularne jesli chodzi o teksture. Chociaz ona pozostaje, jesli smaku nie czujemy wcale. Mam tez paczke krepli (znanych w szerszych kregach jako paczki przez "a" z ogonkiem) i wierze, ze sa dobre. Nie takie jak od Stoksona i nie takie jak zrobila dzisiaj Maman (mhm, dobrze czytacie moja Mama robi WLASNE pączki. na taka Maman to sobie trzeba zasluzyc, bo to jest Maman ekskluzywna), ale ujda. A zreszta - nawet jesli sa niedobre, to ja sie o tym w najblizszym czasie nie dowiem. Do jutra beda juz zjedzone.

Ide moze obejrzec jakis film i wypic siedemnasta dzis herbate.