piątek, 28 maja 2010

Abiturientem jestem i pieke ciasteczka

Jako swiezo upieczony abiturient zrobilam to co abiturienci robia najlepiej - napierw wypilam kilka drinkow ktore utrzymaly mnie w stanie post-egzaminacyjnej radosci prawie do konca dnia a potem wieczorem pilam wino, zeby ten stan utrzymac az do rana. Jak kazdy prawdziwy abiturient obudzilam sie dokladnie piec minut przed budzikiem z tym tylko malym problemem, iz ... po raz pierwszy od dawna nie nastawialam budzika. Po tym szokujacym odkryciu wrocilam w objecia Morfeusza (Guru juz sobie dawno poszlo bo mialo rano egzamin). Kiedy juz w koncu godzina zrobila sie bardziej przyzwoita
zlustrowalam otoczenie i zabralam sie za sprzatanie kuchni. Och, a bylo co sprzatac. Nie bede sie na ten temat rozpisywac bo nie warto. Najwazniejsze, ze teraz jest juz piekny porzadek i kuchnia chociaz przez chwilke lsnila.

Po porannym kuchennym blizkreigu Guru mnie zabralo na lunch i pozniej porwalo na plaze do miejscowosci, o ktorej w zyciu nie slyszeliscie - Porlock Weir. Prolock Weir w sum
ie sklada sie z okolo siedmiu lub osmiu budynkow. Jeden z nich to pub, dwa to hotele a reszta to male sklepiki. Nad miejscowoscia widac trzy duze domy z wielkimi ogrodami. Poza tym jest parking, malutenki port i dwie kamieniste plaze. A dookola cisza, szum morza i zatoka Porlock. Ale bylo przyjemnie uciec na chwilke od miasta, codziennosci i wszystkiego co glosne. Cisza jest w miescie rzadkoscia i najlepiej to slychac kiedy sie od niej ucieknie. Siedzielismy na plazy wczoraj wieczorem i poza szumem fal nie bylo nie slychac nic absolutnie. Pieknie jest uciec nad morze. Obok prosze panstwa port w Porlock jak sie patrzy wraz z polowa zabudowan calej miejscowosci. Gdybym tylko miala szarokokatny obiektyw (tak sie to nazywa?) to zmiesciloby mi sie cale miasteczko.

Wszyscy sie mnie pytaja od srody "Jak wolnosc?". Pieknie, moi drodzy, pieknie. Szczegolnie jesli dodac do niej jutrz
ejsze Sex and the City Cocktail Party z dziewczynami.


A na koniec ciasteczka z maslem orzechowym, upieczone dzisiaj:

środa, 26 maja 2010

Piekne jest zycie abiturienta

Sesja, sesja i po sesji. Prawie jak Swieta z ta tylko roznica ze na koniec sesji sie czeka z upragnieniem a na koniec Swiat rzadziej. Wzielam, bylam i napisalam. Uczylam sie caly rok zeby teraz w ciagu czterech godzin udowodnic ludziom, ktorzy mnie znaja i wiedza ze ja wiem, ze wiem naprawde. Wytworzylam piekne i kolorowe plakaty, kupilam sobie mazaki i wcisnelam w swoj umsyl calkiem sporo wiedzy w ciagu ostatnich kilku tygodni. Jakie beda tego ekefty? To sie okaze dopiero w czerwcu, ale wydaje mi sie ze zbyt zaskakujaco nie bedzie. Studia #1 - zaliczone. Na razie nie jestem absolwentem, ale abiturientem, ale przyznam szczerze ze tytuly robia na mnie tylko wrazenie u psow rasowych.

Zostalam zaskoczona po wyjsciu z sali (czyt. boiska na ktorym pisalismy) na zewnatrz. Guru mialo na mnie czekac dopiero w centrum miasta, wiec sie go nie spodziewalam zupelnie kiedy nagle wyskoczyl z prosecco i zalal mnie totalnie. A jedyne co zdazylam krzyknac (ku ucieszcze tlumu wylewajacego sie z sali) to: Oi! Stop it! I'm wearing leather! No ale bylo za pozno. Maman slusznie zauwazyla ze kurtke mozna kupic nowa, a studia sie konczy raz w zyciu. Przynajmniej te pierwsze konczy sie po raz pierwszy tylko raz. Na szczescie i kurtka i ja przetrwalysmy. Jedyne czego nie ma to prosecco bo czego nie wylano na mnie, wlalam w siebie.

Posprzatalam w pokoju (na razie tylko na powierzchni), zjadlam smaczliwke, zlozylam Maman zyczenia, dostalam zyczenia od Cicika, uglaskalam Moony'ego i poskakalam do Muse. Teraz zrobie sobie makijaz i pojde wypic swoje zdrowie (herbacianymi koktailami) z grupa fotograficzna. A potem moze poleze i poczytam. Piekne jest zycie abiturienta.

A na koniec moje Dziecko kochane, zwane tez Cicikiem lezy w morskim slonku. Wlasciwie to jest Dziecko Slonca:

piątek, 21 maja 2010

Wynurzenia alkoholowe i smaczliwki

Zywcem pozarta przez Unie Europejska walcze i sie nie poddaje. Uwazam ze egzaminy sa przereklamowane i wszystko co sie na nich wytwarza jest banalne. Nie ma szans zeby moja zaawansowana wiedza w nich wyplynela, bo pytania sa ogromne a czasu malo. Moze jednak lepiej jest wiedziec mniej niz wiecej? Jestem przekonana co do swojej dosc szerokiej wiedzy i jesli oceny tego nie potwierdza nie bede winic siebie za brak wiedzy, ale za jej nie-ekonomiczne wykorzystanie w danym mi (szalenie krotkim) czasie. I tyle o sesji. Nastepne newsy z frontu gdy tylko najdzie mnie na to ochota.

Ochote mam za to na Thai Daiquiri z Amoeby (facebook). Zreszta Tajskie Daiquiri z Amoeby jest dla mnie inspiracja na serie wynurzen alkoholowych o najlepszych koktailach w Birstolu. Po trzech latach krazenia po pubach i przede wszystkim barach, z przerwami na nauke, jestem bez problemu w stanie napisac wlasny, calkowicie subiektywny przewodnik po miejscach wartych Waszych kubkow smakowych. Wraz z pierwszym drinkiem od dzisiejszego blogowego wpisu mam zamiar ten plan zamienic w czyn. Skoro rozwiazalam problem deficytu demokratycznego w UE, to co to dla mnie za problem polecac ludziom bary i drinki?

Odkrylam awokado. Nie odkrylam go calkowicie i nie stalo sie to po raz pierwszy, ale prawda jest taka ze mam ostatnio straszna faze na awokado. Gdybym miala ten owoc zrecenzowac dostalby ode mnie 10/10 i to bez zastanowienia. Jeszcze nie zdarzylo mi sie byc rozczarowana awokado. Jesli zapomnieliscie jaki to wspanialy dar natury, to kupcie sobie dzisiaj jedno i poczekajcie az dojrzeje, a potem przekrojcie je na pol i do dziurek po pestce wlejcie troche oliwy z oliwek oraz octu balsamicznego. Posypcie troche sola i pieprzem. Wezcie mala lyzeczke (zeby starczylo Wam na dluzej) i cieszcie sie aksamitnym smakiem. Awokado jest boskie i wszelkie zrodla mowia ze jest tez zdrowe. A poza tym jak mozna nie lubic czegos czego alternatywna nazwa to smaczliwka?

wtorek, 18 maja 2010

Post numer 200

"Europarlament nie jest seksowna instytucja"(Tsaktika, 2007)

Jak tu nie kochac polityki?

(i jak to sie ma do Wojtka Olejniczaka?)

poniedziałek, 17 maja 2010

Czas i deficyty demokratyczne

Czas nie jest ostatnio moim dobrym przyjecielem i ciagle robi mi jakies numery. Na przyklad jednego dnia rano wydawalo mi sie ze jest piatek, a wieczorem myslalam ze jest niedziela. Poza tym ze mylilam sie w obu przypadkach, w mym rozumowaniu brakowalo tez logiki, bo w ani jednym momencie nie czulam zeby byla sobota. Podobno obiektywnie byla sobota, ale przyznam ze nie robi mi to zadnej roznicy. Sobote zgubilam na rzecz 1.5 piatku i 1.5 niedzieli.

Ostatnio zyje Unia Europejska. Unia Europejska jem i oddycham. Unia zasypiam i Unia sie budze. Chyba dawno nie mialam egzaminow bo zapomnialam jak to jest miec obsesje na tematy akademickie. Nie zrozumcie mnie zle - ja Unie kocham i marze o tym zeby kiedys odwiedzic Bruksele (swoja droga podejrzewam ze jestem jedna jedyna osoba na calym swiecie ktora jest w stanie to o sobie powiedziec. Belgium? Who the f**k would want to go to Belgium? jak to mowili w In Bruges), ale nauka tez powinna miec swoje granice. Przedwczoraj zapytana czy rozwiazalam problem deficytu demokratycznego w UE odpowiedzialam, ze okazuje sie ze tego deficytu w ogole moze nie byc. Tak, Michelle Cini (fanfary, czerwony dywan, Barroso z kwiatami) bylaby ze mnie dumna. Oto kobieta ktora jednym zdaniem rozwiazala deficyt demokratyczny - deficytu nie ma. Moze sesja jest jak z etapami ciezkiej choroby - zaczyna sie od "wyparcia"? Ja w kazdym razie wyparlam deficyt.

Guru ma dzisiaj urodziny i niestety ma tez egzamin.Czyli Guru jest stare i madre, jak na Guru w koncu przystalo. Ja tu siedze i marudze a niektorzy musza sie zmierzyc ze swoimi demonami az osiem razy. Moje dwa egzaminy wypadaja przy tym dosc blado i mizernie.

Mam wielkie i szeroko-zakrojone plany na 27 maja i pozniej. Bede lezec i czytac, pic koktaile, pojde na Seks w Wielkim Miescie 2, pojde na babskie zakupy z Nicky, pojade nad morze, porobie zdjecia i bede piec muffiny. Dobrze wiedziec ze zycie sie na sesji nie konczy.

niedziela, 9 maja 2010

Samotnosc (ta dobra), Cicik i hiszpanski

Podobno tradycja juz jest ze przed jakimkolwiek egzaminem nie klade sie spac o normalnej porze. Nie wiem ile w tej plotce prawdy, ale na pewno ciesze dzisiejszego wieczoru wolnoscia jakiej mi brakowalo od polowy kwietnia i ta wolnosc mam zamiar wykorzystac w pelni. Odkad oddalam dysertacje nieustannie cos sie dzialo - jedna sprawa gonila druga, kiedy kolejne juz ustawialy sie w kolejce. Rozsadek mowi mi ze radosc z wolnosci na 16 dni przed calkiem ostatnim egzaminem na studiach i na 9 godzin przed pierwszym z tych ostatnich nie jest moze najbardziej adekwatnym uczuciem, ale co tam. Paznokcie pomalowane, wlosy odzywione, swieczki zapalone herbata zrobiona. Nawet Guru sie pozbylam. W koncu od czasu do czasu musze miec czas tylko dla siebie, bo przeciez ja powinnam byc dla siebie najwazniejsza. Moje paznokcie sie zgadzaja, a one sa dobrym wyznacznikiem dbania o siebie.

Jutro zmierze sie z hiszpanskim po raz ostatni czujac w tej kwestii presje wyzszej instancji. Wszystkie kolejne pojedynki z hiszpanskim beda juz tylko i wylacznie moja zasluga i beda sluzyc mojej przyjemnosci. Uczenie sie dla ocen jezykow obcych odchodzi bezpowrotnie (nie zebym sie jakiegokolwiek jezyka kiedykolwiek uczyla dla ocen. "byle zdac" bylo filozofia zawsze zarezerwowana dla matematyki i fizyki). Chyba z tej okazji kupie sobie na dvd jakiegos Almodovara (swoja droga ostatni - Loz Abrazos Rotos jest fantastyczny. jesli jeszcze nie widzieliscie to koniecznie wpiszcie go na swoja liste).

Wczoraj jej napiekniejsza puchatosc Cicik obchodzila urodziny. 4 lata temu wygladala jak marshmallowowy mistrz Yoda. Marshmallowowy bo bialo-rozowiutki, Yoda bo miala takie uszy i wyraz madrosci i zamyslenia na dziubku. Prosze oto Duende w wersji kilkugodzinnej:Czy mozna bylo jej nie kochac?

piątek, 7 maja 2010

Nalogi

Okazuje sie jednak ze mam uzaleznienia i nalogi. Kiedys wydawalo mi sie ze jestem od nich wolna i przez to wydawalo mi sie automatycznie ze jestem lepsza. Niestety jak pokazal dzisiejszy dzien wcale tak nie jest.

Za moj nalog nad ktorym zupelnie stracilam panowanie winie w pelni Maman. To ona pierwsza przedstawila mi argumenty jakie sobie dzis wyrecytowalam tylko upewniajac sie co do mojego problemu. To ona pierwsza zabrala mnie do sklepu z bielizna, to ona dla mi w prezencie pierwszy pas do ponczoch. To ona powiedziala - zadna kobieta nie moze miec za duzo butow, torebek i ... bielizny. Tak moi drodzy, znow to zrobilam. Znow kupilam sobie bielizne i jedyne co mam na swoje usprawiedliwienie to to, ze od dawna mialam juz ten komplet na oku. Moze jednak moj nalog nie jest az tak zly bo az do dzis dawalam sobie rade i trzymalam sie od tego konkretnego zestawu z daleka. Dzis jednak poszlam na zakupy z Oli (tak, tak, Oli mnie nawiedza w Bristolu!) i okazalo sie ze cala linia Masquerade jest przeceniona. Och, moje oszczednosci. Och moje plany.

Ale powiedzcie ktora normalna kobieta odmowilaby sobie takiego cuda jesli bylo przecenione na 9 funtow? (moj komplet jest w kolorze glebokiego rozu - takiej intensywnej fuksji). A poza tym kto tak naprawde potrzebuje jedzenia czy cieplej wody jesli moze miec nowa bielizne?