niedziela, 5 października 2008

Prawdziwy opis dnia po raz pierwszy na tym blogu

Alez mialam dzisiaj dzien pelen wrazen. Najpierw wycieczka do Ikei, ktora miala byc tylko krotkim wypadem po wszystko to, czego nam w mieszkaniu brakowalo. Ale z Ikea sie tak nie da - kazdy krotki wypad bardzo szybko sie przeistacza w wyprawe i konczy nierzadko debetem na koncie. Pokusy male i duze, drogie i na wyprzedazy, przydatne i nieprzydatne - oto Ikea. Przyjezdzasz myslac, ze wiesz co kupic a wychodzisz z wieszakiem na szafe, o ktorego instnieniu nawet wczoraj nie wiedzialas. Zaslon tez nie planujesz, a przywozisz ich stos. Swieczek masz juz tyle, ze mozesz otworzyc wlasny sklep - coz, z Ikei przywieziesz na pewno nowe.
Poza tymi atrakcjami przywiezlismy tez szafke do lazienki (nazwalismy ja Andy), ktora osobiscie poskladalam. Musialam uzyc srubokretu i to bylo wielkie osiagniecie, ale dopiero kilka godzin pozniej przyszedl prawdziwy postep - montowalysmy z Katy zaslone w lazience (nie dostala imienia). W ruch poszly nie tylko srubki i srubokrety, ale tez wiertarka (na korbke!) i ... pila. Wszystko zakonczylo sie szczesliwym zaiweszeniem zaslonki. Jej odcien pomidorowej czerwieni pieknie gryzie sie z naszymi gleboko-blekitnymi scianami. Jest naprawde uroczo. Szczegolnie, ze Andy tez jest czerwony.

Potem telefon od Anity: "Nie chcialabys troche popozowac jako modelka?" Coz, jesli prosi prezydent stowarzyszenia fotograficznego (przez Anite), to nie mowi sie nie. Ale praca to nielatwa. Co sie nasluchalam: "Your face is all wrong" czy "Don't want the orange filter she's already orange as it is..." itp. Ale dialog i komentarz sesji i tak naleza do Anity...

Anita: You're really scary.
Ja: I think it's the light
Anita (zdecydowanym tonem): No, it's your face.
(kurtyna, a wlasciwie pstryk przeslony)

A potem jeszcze mi nawrzucano na ragdollowym forum. I to zupelnie bez powodu! A to sie zdarza bardzo rzadko. Ale jesli moge cos napisac szczerze, to nareszcie znalazla se druga na swiecie osoba, ktora komplementy ode mnie potraktowala jak atak frontalny (nie ma jak klasa - komplement tez trzeba umiec przyjac, ale to bylo troszke na wyrost...). Zasugerowano cala mase paskudnych rzeczy na moj temat i gdybym byla bardziej emocjonalna i mniej w zyciu uslyszla pod moim adresem, to bym sie pewnie przejela. A tak... mysle sobie, ze ludzie po prostu nie potrafia walczyc ze swoimi kompleksami i sa w nich tak zakorzenieni, ze nawet szczerosc i ludzka pozytywna energie sa w stanie odczytac jako atak na swoja jakze szanowna osobe. Jakze smutni potrafimy byc my, ludzie...

Brak komentarzy: