czwartek, 25 października 2012

Esej o inwestycjach (czyli dziś reformuję program nauczania)

Usiadłam dzisiaj w wolnej chwili z mocnym postanowieniem zaplanowania sobie emerytury.

Śmiejcie się, śmiejcie. Kremy na zmarszczki jeszcze przede mną, ale na planowanie przyszłości podobno nigdy nie jest za wcześnie. Dostałam jakiś czas temu bardzo bojowe zadanie dowiedzieć się więcej na temat funduszy inwestycyjnych. Widzę jak Wam miny zrzedły. I słusznie. Fundusze inwestycyjne to pojęcie, którego nie da się zdefiniować jednym zdaniem. Cytując któregoś z dobrze znanych profesorów z Cambridge: jeśli nie jesteś w stanie wyjaśnić swojego doktoratu w jednym zdaniu, to znaczy, że robisz coś źle. Ci, którzy wpadli na pomysł funduszy inwestycyjnych tej notki nie dostali. A może dostali i zignorowali.

Czasem się zastanawiam czy niektóre kwestie, jak na przykład rachunek za prąd, są pokomplikowane z satysfakcjonującą perfidią przez autorów. 19 lat kształcenia, setki egzaminów zdanych, dwa dyplomy później, a ja patrzę w rachunek za prąd jak ciele w malowane wrota. Jakieś tajemnicze znaki, jakieś słowa bez wyjaśnienia i numer telefonu jeśli mam jakieś pytania. Łapiesz za słuchawkę, a tam czeka cię 45 minut kolejki aż porozmawiasz z prawdziwym człowiekiem a nie maszyną. Tego typu zagrywki ze strony call-centres wydają mi się tajną akcją mającą na celu doedukować młodzież z zakresu muzyki klasycznej. Chociaż... młodzież chyba tam nie dzwoni, bo rachunki płacą im rodzice.

Ja niestety płacę swoje rachunki sama i chciałabym mieć gdzieś ulokowane pieniądze na przyszłe rachunki, z których z czasem spodziewam się rozumieć jeszcze mniej niż teraz (kiedy teoretycznie umysł mam wciąż świeży... mhm...). Tutaj właśnie przydałyby się nam fundusze inwestycyjne. Tylko ... skąd wziąć taki fundusz. Przeczytałam chyba tonę artykułów ogólnych, ale wydaje się, że to strefa języka angielskiego (i polskiego) do której trzeba mieć specjalny kod. Czym się różni ISA od OEICs? Albo investment trust od unit trust? Banki wydają się najprostszym rozwiązaniem. Przychodzisz a oni zdzierają z ciebie kasę (surprise, surprise) i inwestują ją w to, co uznają za stosowne. A może niezależny doradca finansowy? Ale taki pieron przecież za darmo ci doradzać nie będzie. A co jeśli zada mi jakieś trudne pytanie? Zaraz będzie wiedział, że my nic nie wiemy.

Znalazłam książkę o funduszach inwestycyjnych w księgarni w zeszły weekend. Otwarłam na pierwszej stronie i już pierwsze zdanie musiałam przeczytać trzy razy. I i tak byłam w stanie tylko zgadywać co znaczyło. Książka kosztowała 30 funtów i po chwili wahania zostawiłam ją tam, gdzie ją znalazłam. Jeśli nie rozumiem pierwszego zdania, to jak mogę liczyć, że te 30 funtów zrobi ze mnie milionera przed emeryturą.

Jakie są zatem wnioski z tej jakże niejasnej sytuacji? Wbrew pozorom wnioski są proste - zamiast wciskać mi pieprzone całki i inne prawa Ohma, mogliby wprowadzić do szkół zajęcia z zarządzania własnym kapitałem. Albo jeszcze lepiej - strata czasu jaką są zajęcia z przedsiębiorczości wymienić na nowe: finanse dla każdego. A w ogóle najlepiej byłoby wymienić zajęcia z religii na takie zajęcia. Jeśli wszyscy mamy religię raz w tygodniu przez 9 (czy 10) lat szkoły, a rok szkolny ma około 35 tygodni, to wychodzi na to, że 350 godzin lekcyjnych (czyli ponad 262 zegarowe godziny) moglibyśmy spędzić na omawianiu rożnicy między ISA a OEICs, a nie udając, że nie warto rozmawiać o różnicy między Jahwe a Allahem. Dla tych bardziej bigoteryjnych byłby wybór - albo krzew gorejący albo fundusze hedgeingowe (ha, ha, ha, żenujący żart prowadzącego poligloty)

Wykształcenie jest super i strasznie się cieszę, że wiem czym się różni cukier prosty od złożonego, i że Kanada jest największym producentem lnu na świecie. Im jednak jestem starsza tym bardziej się zastanawiam nad tym wszystkim czego mnie szkoła nie nauczyła i teraz zaległości muszą nadrabiać cierpliwi rodzice, albo ja sama, na szybko i bez żadnego programu nauczania. Życie jest jednak jedną wielką niespodzianką. A już myśleliśmy, że pozjadaliśmy wszystkie rozumy po gimnazjum, prawda?

Na koniec będzie zachód słońca na wsi. On jest za darmo i nie trzeba się o nim dowiadywać po znajomości.

Sunset

ps. jak już dowiem się czym są fundusze inwestycyjne, to będę mogła za niewielką opłatą podzielić się z Wami tą wiedzą.

Brak komentarzy: