wtorek, 21 sierpnia 2012

Przemyślenia Stołeczne

Mam taką wielką ochotę wsiąść w pociąg, samolot lub samochód i pojechać gdzieś, gdzie nie ma drapaczy chmur i gdzie nie trzeba się przeciskać przez tłumy. Gdzieś gdzie mi hałas nie zagłusza myśli.

Wiecie, Londyn jest fantastyczny i im dłużej w nim mieszkam, tym bardziej go lubię. Ma w sobie wszystko, co bym chciała widzieć blisko w moim otoczeniu. Są muzea, galerie i wystawy, o których słyszy cały świat i dla których tłumy z całego świata tu ściągają. Są knajpy wszystkich kuchni świata, stragany z owocami, o których istnieniu nie wiedziałam wcześniej. Jest historia, jakiej można Anglikom tylko pozazdrościć. Jest różnorodność, która nie ma szans się znudzić. Są ogromne przestrzenie zieleni w samym sercu miasta - miejsca, z których nie widać ani grama cywilizacji jeśli nie liczyć samolotów nad nami. Gdzie jeszcze na świecie do śpiewającego w metrze podchmielonego pasażera dołączy przypadkowy przechodzień na peronie by z nim odśpiewać refren? Może i Nowy Jork nie zasypia nigdy, ale i Londyn wydaje się nie robić sobie przerwy. Wstając w sobotę rano nie trzeba mieć planów - ilość możliwości na wyciągnięcie ręki Was przytłoczy jeszcze przy porannej kawie.

Ale najpiękniejsze jest w Londynie zupełnie coś innego. Najpiękniejsze są ucieczki z niego. Nic mi nie sprawia takiej przyjemności jak widok oddalającego się Tower Bridge z okien pociągu wyjeżdzającego z Liverpool Street. Macham z radością Millenium Dome widzianemu w słoneczny dzień z okien samolotu. Lubię żegnać się z tym wszytskim i na chwilę pojechać gdzieś, gdzie na ulicach w niedziele rano jest pusto. Albo jeszcze lepiej - ulic nie ma: są tylko drogi i ścieżki, szersze i węższe. To nie musi być daleko i nie musi być na długo. Chociaż kilka godzin bez Odłamka na widoku mi wystarczą.

A potem mogę spokojnie i z wielką przyjemnością znów narzekać na stojących po lewej stronie schodów ruchomych. I na wszystkich zawalatych turystów z otwartymi szeroko gębami pod BigBenem (dla tych, którzy się śpieszą powinien byc chodnik priorytetowy, a dla rozdziawionych gąb osobny, powolny). I na tłum. I na hałas. Bo do Londynu fajnie jest też wrócić. Nigdy nie wiadomo jaka przygoda czeka na następnym rogu.

Tak, chyba mieszkam tam, gdzie bym chciała. Przynajmniej na razie.

IMG_0273

1 komentarz:

Limonka pisze...

To piękna notka. Żadnych wywodów o wyższości jednych świąt nad drugimi. Każda deska i każda cegła mogą być tymi najulubieńszymi. Ale mi dojrzałaś. Mua