niedziela, 9 maja 2010

Samotnosc (ta dobra), Cicik i hiszpanski

Podobno tradycja juz jest ze przed jakimkolwiek egzaminem nie klade sie spac o normalnej porze. Nie wiem ile w tej plotce prawdy, ale na pewno ciesze dzisiejszego wieczoru wolnoscia jakiej mi brakowalo od polowy kwietnia i ta wolnosc mam zamiar wykorzystac w pelni. Odkad oddalam dysertacje nieustannie cos sie dzialo - jedna sprawa gonila druga, kiedy kolejne juz ustawialy sie w kolejce. Rozsadek mowi mi ze radosc z wolnosci na 16 dni przed calkiem ostatnim egzaminem na studiach i na 9 godzin przed pierwszym z tych ostatnich nie jest moze najbardziej adekwatnym uczuciem, ale co tam. Paznokcie pomalowane, wlosy odzywione, swieczki zapalone herbata zrobiona. Nawet Guru sie pozbylam. W koncu od czasu do czasu musze miec czas tylko dla siebie, bo przeciez ja powinnam byc dla siebie najwazniejsza. Moje paznokcie sie zgadzaja, a one sa dobrym wyznacznikiem dbania o siebie.

Jutro zmierze sie z hiszpanskim po raz ostatni czujac w tej kwestii presje wyzszej instancji. Wszystkie kolejne pojedynki z hiszpanskim beda juz tylko i wylacznie moja zasluga i beda sluzyc mojej przyjemnosci. Uczenie sie dla ocen jezykow obcych odchodzi bezpowrotnie (nie zebym sie jakiegokolwiek jezyka kiedykolwiek uczyla dla ocen. "byle zdac" bylo filozofia zawsze zarezerwowana dla matematyki i fizyki). Chyba z tej okazji kupie sobie na dvd jakiegos Almodovara (swoja droga ostatni - Loz Abrazos Rotos jest fantastyczny. jesli jeszcze nie widzieliscie to koniecznie wpiszcie go na swoja liste).

Wczoraj jej napiekniejsza puchatosc Cicik obchodzila urodziny. 4 lata temu wygladala jak marshmallowowy mistrz Yoda. Marshmallowowy bo bialo-rozowiutki, Yoda bo miala takie uszy i wyraz madrosci i zamyslenia na dziubku. Prosze oto Duende w wersji kilkugodzinnej:Czy mozna bylo jej nie kochac?

Brak komentarzy: