środa, 26 maja 2010

Piekne jest zycie abiturienta

Sesja, sesja i po sesji. Prawie jak Swieta z ta tylko roznica ze na koniec sesji sie czeka z upragnieniem a na koniec Swiat rzadziej. Wzielam, bylam i napisalam. Uczylam sie caly rok zeby teraz w ciagu czterech godzin udowodnic ludziom, ktorzy mnie znaja i wiedza ze ja wiem, ze wiem naprawde. Wytworzylam piekne i kolorowe plakaty, kupilam sobie mazaki i wcisnelam w swoj umsyl calkiem sporo wiedzy w ciagu ostatnich kilku tygodni. Jakie beda tego ekefty? To sie okaze dopiero w czerwcu, ale wydaje mi sie ze zbyt zaskakujaco nie bedzie. Studia #1 - zaliczone. Na razie nie jestem absolwentem, ale abiturientem, ale przyznam szczerze ze tytuly robia na mnie tylko wrazenie u psow rasowych.

Zostalam zaskoczona po wyjsciu z sali (czyt. boiska na ktorym pisalismy) na zewnatrz. Guru mialo na mnie czekac dopiero w centrum miasta, wiec sie go nie spodziewalam zupelnie kiedy nagle wyskoczyl z prosecco i zalal mnie totalnie. A jedyne co zdazylam krzyknac (ku ucieszcze tlumu wylewajacego sie z sali) to: Oi! Stop it! I'm wearing leather! No ale bylo za pozno. Maman slusznie zauwazyla ze kurtke mozna kupic nowa, a studia sie konczy raz w zyciu. Przynajmniej te pierwsze konczy sie po raz pierwszy tylko raz. Na szczescie i kurtka i ja przetrwalysmy. Jedyne czego nie ma to prosecco bo czego nie wylano na mnie, wlalam w siebie.

Posprzatalam w pokoju (na razie tylko na powierzchni), zjadlam smaczliwke, zlozylam Maman zyczenia, dostalam zyczenia od Cicika, uglaskalam Moony'ego i poskakalam do Muse. Teraz zrobie sobie makijaz i pojde wypic swoje zdrowie (herbacianymi koktailami) z grupa fotograficzna. A potem moze poleze i poczytam. Piekne jest zycie abiturienta.

A na koniec moje Dziecko kochane, zwane tez Cicikiem lezy w morskim slonku. Wlasciwie to jest Dziecko Slonca:

Brak komentarzy: