zlustrowalam otoczenie i zabralam sie za sprzatanie kuchni. Och, a bylo co sprzatac. Nie bede sie na ten temat rozpisywac bo nie warto. Najwazniejsze, ze teraz jest juz piekny porzadek i kuchnia chociaz przez chwilke lsnila.
Po porannym kuchennym blizkreigu Guru mnie zabralo na lunch i pozniej porwalo na plaze do miejscowosci, o ktorej w zyciu nie slyszeliscie - Porlock Weir. Prolock Weir w sumie sklada sie z okolo siedmiu lub osmiu budynkow. Jeden z nich to pub, dwa to hotele a reszta to male sklepiki. Nad miejscowoscia widac trzy duze domy z wielkimi ogrodami. Poza tym jest parking, malutenki port i dwie kamieniste plaze. A dookola cisza, szum morza i zatoka Porlock. Ale bylo przyjemnie uciec na chwilke od miasta, codziennosci i wszystkiego co glosne. Cisza jest w miescie rzadkoscia i najlepiej to slychac kiedy sie od niej ucieknie. Siedzielismy na plazy wczoraj wieczorem i poza szumem fal nie bylo nie slychac nic absolutnie. Pieknie jest uciec nad morze. Obok prosze panstwa port w Porlock jak sie patrzy wraz z polowa zabudowan calej miejscowosci. Gdybym tylko miala szarokokatny obiektyw (tak sie to nazywa?) to zmiesciloby mi sie cale miasteczko.
Wszyscy sie mnie pytaja od srody "Jak wolnosc?". Pieknie, moi drodzy, pieknie. Szczegolnie jesli dodac do niej jutrzejsze Sex and the City Cocktail Party z dziewczynami.
A na koniec ciasteczka z maslem orzechowym, upieczone dzisiaj: