sobota, 9 maja 2009

Twilight

Zatracone watki czas przywrocic.

Ostatni tydzien obijalam sie internetowo i tylko internetowo. W kazdej innej sferze zycia raczej nie mialam ani chwili na zastanowienie. Najbardziej wbrew pozorom ucierpialam na tym ja sama. Ale, jak mawiaja madrzy ludzie - zlego diabli nie biora, wiec powracam. Jeszcze moze nie w wielkim stylu, ale z jednym napisanym esejem, jednym egzaminem za soba, wizja na projekt na temat frekwencji wyborczej i z wizja na prezent dla Guru. Ile z tych mrocznych planow wyjdzie tak, jak bym chciala? To sie wszystko okaze.

Upadlam filmowo i obejrzalam Twilight. Nie bede komentowac. Usmialam sie bardzo. A najbardziej z tego, jaki ten film byl smiertelnie (nomen-omen) powazny. I potem z tego, ze ktos sie serio pod nim podpisal. Jak widac zycie nawet na progu sesji zaskakuje. Jedynym wytlumaczeniem tego fenomenu (fenomenu przyznania sie z imienia i nazwiska do scenariusza) jest strajk scenarzystow jaki mial miejsce ponad rok temu w USA. To wiele tlumaczy i wydaje mi sie, ze wiem jak wygladaly skrypty dialogow: "Talk shit" jak jedyna wskazowka dla ogolnej improwizacji. A potem "Talk some serious shit" w koncowych scenach. Niech zyje improwizacja. Szkoda ze ona sprawdza sie tylko w przypadku, kiedy akompaniuje jej dobre aktorstwo. Inaczej wychodzi katastrofa, ktorej nawet wampirze mroki i bejsbol nie przyslonia (swoja droga - wampirzy bejsbol wyglada w praktyce dokladnie tak absurdalnie jak brzmi z nazwy). Panna Glowna Bohaterka bolala mnie w kazdej scenie - pretensjonalna od chevroleta ktorym jezdzila po jej 'glebokie' jak wampirze trumny przemyslenia. Szczegolnie podobaly mi sie te o smierci na koncu, kiedy 'zawsze zastanawiala sie jako to jest umierac'. Oooooch, widownia drzy ze wspolczucia. Lub z niecierpliwosci kiedy sie ta tandetna skonczy. Plus te czerwone jablka, uciekajace lanie i inne sugestie mniej subtelne. Ale za to pan Cedrik Diggory (wybaczcie, pozna pora mam gorsza pamiec do nazwisk) dobrze obstawil - wszystkie malolaty swiata chca go miec na wlasnosc. W koncu kto nigdy nie marzyl o brokatowym chlopaku bez tetna? To po prostu uwspolczesniony rycerz w lsniacej zbroi na bialym koniu, ktory wyrwie nas z marazmu dnia codziennego. A potem bedziemy z nim lezec na laczce i trzymac sie za raczki. Brawo Cedriku - Ty sie juz kolacja jutro martwic nie musisz - zaraz Cie wyprodukuja z pluszu i bedziesz po nacisnieciu w brokatowy brzuszek piszczal: "Umiem przeczytac mysli wszystkich, tylko nie Twoje" albo "Lew zakochal sie w owieczce" lub "Teraz jestes moim zyciem". Mialam nie komentowac, ale przyznam ze czasem jest sie trudno powstrzymac. Chcialabym moc napisac, ze drugiej czesci na pewno nie zobacze, ale niestety akcja dzieje sie w Volterze, wiec milosc do Toskanii najpewniej wygra z moja niechecia do nastoletnich wampirow o super-mocach.

Dobranoc.

Brak komentarzy: