wtorek, 19 maja 2009

Moje zycie jako telenowela

Blog mi nie chcial dzialac, kiedy ostatnio naszla mnie wena na notke...

I nigdy nie zgdaniecie o ktorej godzinie mnie ta wena naszla - otoz naszla mnie ta wena o 9.25. RANO. Tak, tak ludzie sie zmieniaja. Ostatnie kilka dni ja sie zmienilam tak, ze o polnocy jestem juz nie do zycia. Nie wiem czy to kwestia odreagowania esejow i roku akademickiego ogolem czy po prostu dolaczylam do ogolnego trendu loserow na studiach - wszyscy, ktorzy koncza w tym roku chodza spac okolo 22. Ja od piatku ledwo ciagne do polnocy i Guru mnie na swoich urodzinach musialo zaniesc do lozka. O ktorej sie samo pojawilo? Nie mam pojecia, bo nastepne co pamietam to deszcz walacy o okna rano. Przechodze wiec za tryb pisania notek nad tostem z marmite i herbata z mlekiem. Zestaw jak najbardziej poranny.

Ide dzisiaj zakladac implant. Samo w sobie jest to troszke straszne, ale juz moje otoczenie zadbalo o to, zeby byl tez element komediowy. Otoz ide z Oscarem jako osba towarzyszaca. Wyobrazcie sobie w poczekalni taki dialog:

Pielegniarka: Olga, zapraszam do mojego gabinetu. Chcesz zeby Twoj chlopak Ci towarzyszyl?
Ja (patrzac na Oscara): O, to nie jest moj chlopak.
Pielegniarka: ???
Ja: To chlopak mojej najlepszej przyjaciolki.
(kurtyna)

Czy nie brzmi Wam jak klasyczna scena z jakiejs telenoweli?

Brak komentarzy: