niedziela, 29 marca 2009

Update wiosenny

Oj, dawno tu nic nie pisalam dawno.

Czekam na wiosne. Troszke sie czuje jakbym cofnela sie w czasie. Bristol opuszczalam zadowolona i swiecilo mi w tle slonko (choc na bardzo na wschodzie, bo nie bylo jeszcze siodmej rano). Maman i Guru pomimo bariery jezykowej sie dogadali i z obu stron otrzymuje opinie, ze sie polubili i zrobili na sobie pozytywne wrazenie. I efekty tego sa takie, ze Guru jak juz tylko znudzi mu sie slonce hiszpanii i wietrzne costa del sol zawita na Wielkanoc w Polsce. Bede miala wegetarianska wielkanoc. Brzmi jak wyzwanie.

Mam piekna brzoskwinie w domu. Chociaz Moony mi mowi, ze bardziej przypomina beze lub canelloni. Jedno jest pewne - jest urocza. A w czerni prezentuje sie rownie pieknie jak we wszystkim innym:

poniedziałek, 16 marca 2009

Weekendy sa super

Bal mnie nie pozarl, o nie. Cisza nastapila z wielu powodow, ale przyznam ze zaden na moment obecny nie wydaje sie wystarczajaco ciekawy zeby zostac opisanym w notce. Ciekawe jest za to to, ze zupelnie bez zapowiedzi wpadlam dzisiaj do Walii. Ponad dwa lata mnie tam nie bylo i tu nagle jeden telefon i ... juz bylam na lunchu w Llanvihangel. A potem spacer po dolinkach i wsrod owieczek i zycie bylo dobre. Szczegolnie ze dookola byly same zonkile i krokusy. A na niebie ani jednej chmurki.

Bylam tez wczoraj w ciemni i wywolywalam film po ponad dwoch latach. Wyszedl mi w sumie weekend powrotow na stare smieci w nowych odslonach. Okazalo sie, ze nie tylko guru lubi fotografie, ale i fotografia lubi guru. Jak na kogos kto byl drugi raz w zyciu w ciemni zachowywal sie niesamowice pewnie, co mnie niestety na poczatku rozbilo i wytracilo z rownowagi i (jak sie okazalo zupelnie falszywego) poczucia wyzszosci. Zycie mi pokazalo, ale na szczescie pokazalo w dosyc przyjemny sposob, ze jeszcze przede mna wiele niespodzianek. Glownie na temat mojej wlasnej osoby i samo-postrzegania.

Jednak NEWSem weekendu jest jego koniec: wraz z koncem weekendu przychodzi czas ze mozna powiedziec iz moja najlepsza i najukochansza Maman bedzie tutaj juz pojutrze!

środa, 11 marca 2009

Ide na bal

Denerwuje mnie, kiedy jestem w stanie przewidziec, ze ktos mnie rozczaruje. Bo to znaczy ze sie nastwilam na rozczarowanie i ... bedac rozczarowana nie zostalam rozczarowana (chyba 'mile zaskoczona' jest poprawna forma w tym przypadku). Moze na pierwszy rzut oka ma to sredni sens, ale po glebszym zastanowieniu wiekszosc swiata by sie ze mna zgodzila.

Ide na bal i osobiscie ma zamiar sie dobrze bawic. A reszta swiata mnie moze cmoknac ewentualnie w moje male, sliczne uszy.

Za 11 dni do domu. Dobrze, bo Anglia w calej swojej wiosnie i atrakcyjnosci jednak momentami bywa meczaca.

wtorek, 10 marca 2009

Grad i nic-nie-robienie

Ostatnie osiem tygodni czytalam, czytalam i czytalam. Kiedy nie czytalam udzielalam sie towarzysko mniej lub bardziej. I nagle przyszedl poniedzialek, tydzien 19 roku akademickiego 2008/2009 i okazuje sie, ze w tym tygodniu zamiast 380 stron do przeczytania mam tylko 40. I ze wieczorem wszyscy sie ucza, a ja nie mam nic do roboty. Nikt nawet nie chcial ze mna jakiegos filmu obejrzec.

Wczoraj za to bylam na plazy (chor krzyczy"znowu?!"). Wialo jakby sie cala wioska powiesila a na dodatek z nieba wypluwalo zaby, ryby i inne krowy morskie, przekladane od czasu do czasu gradem. A guru i spolka fik do wody i juz ich nie bylo. Na swiecie jest cala masa popaprancow i wcale mi to nie przeszkadza. Pytanie brzmi kto jest bardziej szalony - oni w tych warunkach w wodzie czy ja, jadaca dla towarzystwa? Nie odpowiadajcie prosze. To bylo swietne
popoludnie.

A kiedy na chwile przestalo lac zrobilam w sumie 6 zdjec i nie wyszlo tak naprawde ani jedno - palce mi zdretwialy zanim zdazylam cokolwiek w aparacie nastawic.


niedziela, 8 marca 2009

Let me in the sound

Mam nowe U2. Zaczyna sie slowami "I know a girl". A konczy piosenka korespondenta wojennego. U2 jest super.
Jeszcze nie mam zdania na temat nowej plyty, bo przesluchalam tylko raz i teraz czytam teksty. Ale juz kilka elementow mnie poruszylo, kilka razy poczulam ze jestem w muzycznym domu i kilka rzeczy spowodowalo ze sie usmiechnelam. U2 to moj slodki grzech muzyczny - pierwszy zespol na ktory tak naprawde zwrocilam uwage, pierwsza muzyczna szczera milosc jak sie po latach okazuje, bo po raz kolejny szlam kupic nowa plyte jak na skrzydlach i z wielka mieszanka radosci i niepewnosci. Ludzie sie smieja, ze to grupa ktora do reszty mojej muzyki nie pasuje. Nikt jeszcze mi nie powiedzial dokladnie dlaczego. Kto wie czy bym sluchala Floydow gdyby nie moja (teraz smieszna) fascynacja bardzo przecietnym kawalkiem Elevation. Przypomnijcie sobie Bono zawieszonego w miejscu i czasie - "At the corner of your lips, is the orbit of your hips".

Na poczatek singiel "Get on Your Boots" - wcale nie taki "Pop" czy Zooropowy jak by sie na poczatku wydawalo:

The future needs a big kiss
Winds blows with a twist
Never seen a moon like this
Can you see it too?

Night is falling everywhere
Rockets at the fun fair
Satan loves a bomb scare
But he won’t scare you

Hey, sexy boots
Get on your boots, yeah

You free me from the dark dream
Candy floss ice cream
All our kids are screaming
But the ghosts aren’t real

Here’s where we gotta be
Love and community
Laughter is eternity
If joy is real

You don’t know how beautiful
You don’t know how beautiful you are
You don’t know, and you don’t get it, do you?
You don’t know how beautiful you are

That’s someone’s stuff they’re blowing up
We’re into growing up
Women of the future
Hold the big revelations

I got a submarine
You got gasoline
I don’t want to talk about wars between nations

Not right now

Hey sexy boots
Get on your boots, yeah
Not right now
Bossy boots

You don’t know how beautiful
You don’t know how beautiful you are
You don’t know, and you don’t get it, do you?
You don’t know how beautiful you are

Hey sexy boots
I don’t want to talk about the wars between the nations
Sexy boots, yeah

Let me in the sound
Let me in the sound
Let me in the sound, sound
Let me in the sound, sound
Meet me in the sound

Let me in the sound
Let me in the sound, now
God, I’m going down
I don’t wanna drown now
Meet me in the sound

Let me in the sound
Let me in the sound
Let me in the sound, sound
Let me in the sound, sound
Meet me in the sound

Get on your boots
Get on your boots
Get on your boots
Yeah hey hey

/Get on You Boots by U2/

wtorek, 3 marca 2009

Dodatek do wczorajszej notki

Bantham Beach czyli jak to robia profesjonalisci. Morze jest tam, gdzie wiatr czyli z tylu. Horyzont jest krzywy bo mialam krzywe oko, ale przyznam ze tak mi sie nawet podoba.

niedziela, 1 marca 2009

Devon, (u)rodziny, guru i latawce

Wrocilam do Bristolu po dwoch dniach slodkiej nieobecnosci. Z tego co widze Bristol za bardzo za mna nie tesknil. Wcale mnie to nie dziwi, bo jedyny potencjalnie teskniacy element spedzil caly weekend zapewniajac mi atrakcje na wsi devonskiej. Byliscie kiedys w Devon? Jesli nie, to koniecznie wpiszcie na liste miejsc do zobaczenia. Slowo 'morze' nagle nabiera zupelnie innego, duzo ciekawszego znaczenia.

Poznalam zycie codzienne/rodzinne guru i zadziwilo mnie jak latwo i przyjemnie na ten weekend stalam sie jego czescia. Traktowano mnie jak dobra znajoma, a kiedy dolaczyl do nas brat guru i plakalismy przy lunchu wszyscy ze smiechu, to sie upewnilam w swoim przekonaniu, ze chyba mnie wszyscy polubili. Pies mnie tez polubil, chociaz mialam wrazenie ze co jakis czas patrzyl na mnie dlugo i wnikliwie a potem na Charlie'ego i pytal: "Co to mi tutaj przywiozles, hm? Co to za porzadki? Dziwne to-to strasznie, ciagle do mnie gada i to jeszcze w jakims obcym jezyku..."
Nawet na urodziny sie zalapalam, ale historia z nimi zwiazana jest za dluga na wszelkie opisy mniej lub bardziej literackie. Prezent dla kogos kogo sie nie zna to trudne zadanie, ale mnie sie udalo zrobic praktycznie sztuke i to sztuke komediowa. Musicie mi uwierzyc na slowo, bo wiecej tu nie napisze.

A teraz ide spac, bo odpadaja mi rece i nogi. Guru dopielo swego, uparlo sie jak tylko ono potrafi, zabralo mnie na plaze i dalo do reki latawiec, ale nie byle jaki bo bardziej przypominajacy paralotnie. Dostalam uprzaz, latawiec, instrukcje, wsparcie, wiatr i krotka (za krotka!) demonstracje od samego guru. Podobno latawce mam we krwi, bo szlo mi bardzo dobrze jak na kogos kto sie na tym w ogole nie zna. Coz... jesli jutro jeszcze bede umiala ruszac rekami, to moze sie zdecyduje w to zabawic raz jeszcze.

Ktoregos pieknego dnia beda z tych wszystkich szalenstw nadmorskich zdjecia. Ale to pewnie po esejach.