Okazuje, sie ze pol tygodnia frustrowalam sie moja praca magisterska zupelnie niepotrzebnie. Zasluzylam na weekend bez ani jednej ksiazki politycznej i ani jednego myslenia o mediach i Europie. W ogole zasluzylam na weekend pelen przyjemnosci, bo eseje (te na ktore tak marudzilam) wyszly mi zadowalajaco. Wczoraj z tej okazji wypilam sobie wino do kolacji i zastanawialam sie co mi w zyciu przeszkadza w szaleniu z radosci. Chyba jestem stoikiem, bo swoje oceny przyjelam ze spokojem i bez zadnych wiekszych uniesien emocjonalnych. Co wcale nie znaczy ze spodziewalam sie takich ocen, jakie dostalam.
Ale! Dosc o nauce!
(po chwili namyslu doszlam do wniosku, ze jedyne co mi przychodzi do glowy to nauka wlasnie. chyba czas na jakis urlop bo zapomnialam juz co to znaczy prawdziwe zycie, takie pelne przyjemnosci, ludzi i problemow mniejszych i wiekszych nie obijajacych sie o limit slow i statystyke).
Dawno nic nie pisalam o lepieniu garnkow. Troszke garnkow w tym roku ulepilam i wszystkie sluza mi pieknie. A poniewaz dzis na dworze deszcz, deszcz i deszcz a ja ciagle nie nacieszylam sie swoim nowym aparatem, to dzisiaj beda zdjecia wlasnorecznie ulepionych skorup glinianych. Przyznam ze wolalabym zdjecia kwiatkow, kotkow i calej reszty lata, ale w Anglii w tym roku lato strajkuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz