sobota, 5 czerwca 2010

O mieszkaniu w mieszkaniu studenckim (post zlosliwy)

Dzis bedzie o mieszkaniu z innymi studentami. Bedzie brutalnie. A bedzie tak dlatego, ze prawda jest moi drodzy zatrwazajaca - studenci, bez wzgledu na plec to generalnie przypadki malo estetyczne. Ba! Nawet chyba nie opisalabym ich jako higienicznych, jesli mam byc szczera. Mieszkam w mieszkaniu z trzema innymi, podobnymi sobie (na pierwszy rzut oka) osobnikami - w koncu wszystkie jestesmy kobietami z punktu widzenia biologicznego (bo jesli definiowac kobiete na podstawie jej garderoby to Clare kobieta nie jest, Charlotte bywa, a Anita sie stara ale nie zawsze jej wychodzi).

Jesli jednak chodzi o podejscie do porzadku w otaczajacym nas swiecie, to dzieli nas wiele. Anita jest hipokrytka - w zeszlym roku ciagle narzekala, ze jest niepozmywane, w tym roku sama nie zmywa. Mowila ze lubi dobre jedzenie - dzis, glownie jada odgrzana pizze i tosty z maslem. Charlotte jest leniem i, jak Anita nie zmywa wcale, a Clare lubi duzo o sobie mowic i robi niewiele, ale i tak wiecej niz te dwie pierwsze razem wziete. Opowiastki o tym, ze w wolnym czasie piecze (jeszcze jej nie widzialam ani razu w okolicach piekarnika a mieszkamy razem juz 10 miesiecy) juz dawno odlozylam do dzialu bajek. Kiedys tez wspominala, ze nie moze znesc kiedy przyprawy i ziola nie sa posegregowane alfabetycznie. I owszem, posegregowala je. Raz. We wrzesniu. I juz nigdy wiecej.

Pamietam jak rok temu z Anita szukalysmy wspolokatorow. Nasze pierwsze pytanie brzmialo: "Czy jestes zwolennikiem porzadku w kuchni?". Wszyscy odpowiadali tak, bez zajakniecia. Juz pare miesiecy pozniej okazalo sie, ze tak naprawde zwolennikiem porzadku w kuchni jestem tylko ja. Ja po sobie zmywam (zawsze) i wycieram blaty (prawie zawsze). Przysiegam, ze jestem jednyna ktorej wpadlo do glowy ze czasem trzeba tez umyc kuchenke. Gora lodowki byla nietknieta az sie za nia nie wzielam w zeszlym tygodniu. I beda mi wciskac kity, ze lubia porzadek. Porzadek moze i tak, ale jakis odwrotny do normalnej definicji. Czystosci na pewno nie lubia, albo nie zwracaja na nia uwagi. Wole nie pytac o ich higiene osobista - niektorych rzeczy lepiej nie wiedziec.

Dzis zepsul nam sie boiler i kiedy mnie nie bylo zalal pol kuchni. Nikt (mam na mysli Charlotte, bo Clare i Anity dzis nie ma) sie nawet nie pofatygowac powycierac, juz o obejrzeniu stanu naszego boilera nie wspominajac. Rewolucjonista we mnie mowi: "Chrzan to! Idziesz do Guru na kolacje, mozesz udawac ze tego nie widzialas i ze caly weekend cie nie bylo. Niech choc raz zrobi to kto inny!". Ach, jakze bym chciala... Niestety wrodzony realizm podpowiada mi ze niektore marzenia sie nie spelniaja i ze predzej Muzulmanie narysuja Mohameta niz spelni sie moje kuchenne marzenie. Ale... marzenia sa dla ludzi, a nadzieja zawsze umiera ostatnia.

(zeby nie bylo ze obsmarowuje, mowiac kolokwialnie, innych, to obsmaruje tez siebie - moja ksywka to najpewniej "ta zlosliwa suka, ktora kaze nam po sobie zmywac i wycierac blaty, ale ktorej nie mozemy sie przyczepic bo po sobie sprzata")

p.s. Uwazam, ze kazdy potencjalny wspolokator powinien sie zjawiac z listem referencyjnym. Te listy pisaliby poprzedni wspolokatorzy i bylyby anonimowe by zapewnic jak najwieksza szczerosc i najwiecej informacji. Prosze - kolejny pomysl do opatentowania.

Brak komentarzy: