czwartek, 26 lutego 2009

Popychanie z Mostow

Mam pms stulecia i chcialabym moc napisac, ze mowie Wam to w tajemnicy przed najblizszym otoczeniem. Niestety tym razem tajemnicy sie nie udalo dochowac i caly swiat wie. Albo powiedzialam (bo czulam ze zaraz wybuchne i musialam sie wytlumaczyc lub po wybuchu mialam wyrzuty sumienia i musialam sie wytlumaczyc) albo bylo to tak oczywiscte, ze otoczenie samo zgadlo. Madre to otoczenie.
Powtorze sie, ale swiat mnie musi kochac, skoro jeszcze nikt mnie nie zepchnal z najblizszego mostu. A jesli mnie nie kocha to jest na tyle rozsadny ze sie nie zbliza za bardzo.

Dzis weszlam w ostatnia faze i poryczalam sie ogladajac House'a. I House sie dawno skonczyl a ja siedzialam z chusteczkami i cale swoje zycie przeanalizowalam, z kazda minuta myslac ze zaraz sie odwodnie. Rozsadek (zwany w tym stanie potocznie hormonami) podpowiedzial mi, ze rozwiazaniem beda dobre lody czekoladowe i zjadlam pol kubelka... Dobrze, ze w kwestii jedzenia miewam bardzo rzadko wyrzuty sumienia, bo sama bym sie musiala zepchnac z mostu.

Byle do piatku.

(juz sam fakt, ze mialam ochote cos napisac i moze udalo mi sie wcisnac w to pisanie troszke autoironii jest dobry).

poniedziałek, 23 lutego 2009

Barcelona, Oscary i eseje

Vicky Cristina Barcelona mnie urzeklo hiszpanskim i Penelope Cruz. Nie wiedzialam, ze to jest w ogole mozliwe. Jak Penelope pojechala kilka razy po hiszpansku, to chcialam sie z nia zamienic miejscami. Kiedys tez tak bede hablac, jak najeta. Moze nie bede miala tego typu tendencji destrukcyjnych, ale bede tak nawijac.

Na razie srednio sie jestem w stanie wyslowic w ojczystym jezyku i slowo 'factor' mnie dzisiaj rozlozylo lingwistycznie, bo nie mialam najmniejszego pojecia jak je przetlumaczyc, zeby oddac sens. Wstyd i ganba, bo zalegla na bezprzewodowym Skype cisza i cale 1600 km jakie mnie dzielilo od drugiej strony az wibrowalo wstydem. Nie podpowiadajcie mi, bo juz sama wiem.


Oscary wlasnie zaczeli rozdawac. Ja na razie niestety wiem tylko co, kto ma ubrane. Kate Winslet na granatowo, Sarah Jessica Parker w bieli (podobno to hit czerwonego dywanu w tym roku), Brad i Angelina w klasycznej czerni. A Anne Hathaway w bizuterii w
artej milion dolarow. Kryzys finansowy nie dosiegnal podobno Hollywood. A za chwile Hugh Jackman wkroczy na scene i bedzie sobie miejmy nadzieje radzil z trudnym zdaniem prezentera. Och, to wszystko jest bardzo ekscytujace.

Jeszcze w tytule sa eseje, ale wolalabym pisac o ciasteczkach. Eseje jednak napisane byc musza i nic mnie nie usprawiedliwa. Omawiam czynniki wplywajace na zmiany poziomu politycznej tolerancji wobec homoseksualnych mniejszosci w Stanach. Jest ktos chetny do pomocy?

A na koniec kotka ktora spotkalam na spacerze wczoraj. Swiatlo bylo piekne, modelka chetna do wspolpracy i czesc zdjeci wyszla zadowajalaca. Wiosenne slonce jednak nie ma sobie rownych.

czwartek, 19 lutego 2009

Muzyczny jez

Czasem bywam muzycznym jezem. Kiedy ktos z pewnoscia siebie w glosie puszcza mi jakis kawalek i pyta (niby od nie-chcenia) - "Kto to?", to nagle wyskakuja mi wszedzie kolce, zwijam sie wewnetrznie w klebek i jestem muzycznym jezem. W tym samym czasie cala wiedza muzyczna paruje mi z glowy, jak woda z naszego zelazka. Wtedy podejrzewam, ze nawet Bono bym nie rozpoznala. Muzyczny jez - ot taki stan duszy i specjalny rodzaj stresu.

(a swoja droga, to prosze bardzo dla wszystkich mniej zorientowanych: klikamy tutaj i podskakujemy z podniecenia)

Udzielilam swoich nog do sesji zdjeciowej i kolana nie bede mnie za to jutro lubic. Reszty tez udzielilam, ale nie musialam nadwyrezac za bardzo. Zobaczymy jakie tego beda efekty - na razie nie mam zielonego pojecia.

Za miesiac Maman przyjezdza, czyli juz prawie bedzie wiosna. Za oknem dzisiaj co prawda bylo szaro, ale ja sie nie dam zmylic - mam na kominku piekne, fioletowe tulipany i one mi przypominaja, ze juz niedlugo.

Och i jeszcze jedno - jedzcie paczki!

niedziela, 15 lutego 2009

Dawno obiecane

... guru w dzinsach. Podobno ma fajna strzeche na glowie, ale przyznam ze ja sie nie znam. Fajny na pewno ma glos. I jak sie okazuje dryg do oswietlania samego siebie. Prosze bardzo i cieszcie oczy, co Wam zostalo skoro reszta jest moja?


(zawsze chcialam napisac tego typu notke i zobaczyc czy potrafilabym to zrobic na powaznie. eksperyment mozemy uznac za udany - brzmie jak siksa i usmialam sie z tego przednio. ratunek jak widac jeszcze mi nie jest potrzebny)

Uu zapomnialabym, zdjecie jak prawie-zawsze by: Charlie Clift (-->click!<--)

środa, 11 lutego 2009

wtorek, 10 lutego 2009

Pijemy, gramy i uczymy sie

Zaczelam dzisiaj dzien od kieliszka czerwonego wina i odrobiny sera manchego. Musicie przyznac, ze tylko studenci przedmiotow atrystycznych i humanistycznych moga sobie pozwolic na taki hedonizm we wtorek przed godzina 11 rano. Bo przed dziesiata przeciez jeszcze spimy.

Gramy z guru w otwarte karty. A przynajmniej guru tak lubi myslec, a ja laskawie pozwalam guru tak myslec. Guru jest zadowolone, ze osiagnelo swoj cel i dumne, ze osiagnelo go w swoj sposob i dzieki swoim niesamowitym umiejetnosciom, a ja kiwam do siebie grzecznie glowka i doskonale wiem kto wygral naprawde.
Guru otwiera karty, mysli ze ja otwieram swoje a tak naprawde ja mam kieszen i rekawy pelne asow i jokerow. I wszyscy odchodza zadowoleni. Zwiazki miedzyludzkie (we wszystkich swoich formach, barwach i odmianach) sa pouczajace.

Bede dzisiaj w lozku przed polnoca. Musialam poswiecic House'a zeby pojsc spac. Ale koldra jest lepsza od House'a kiedy sie jest zmeczonym.

Obiecuje oficjalnie i bardzo eksihicjonistycznie ze jutro sie bede uczyc. Bo dzis sie udzielalam od rana do wieczora towarzysko i moja wiedza polityczna nie przytyla nawet o miligram.

sobota, 7 lutego 2009

Postanowienia blogowe

Mam blogowe postanowienie. Jest bardzo podobne do wiekszosci postanowien zwiazanych z moimi pamietnikami/blogami - pisac wiecej. Ale tutaj bedzie bardziej konkretnie - jesli przeczytam ksiazke, to napisze troszke wiecej niz dwa zadania na jej temat. Jesli zobacze film, to napisze porzadna recenzje. Jakas dyscypline trzeba na siebie narzucic. Powodow jest kilka - pierwszy jest taki, ze czuje poranna inspiracje - slonko, snieg za oknem, wizja lunchu w Clifton Village zawsze nastrajaja dobrze. Drugi powod jest taki, ze musze nad stylistyka wypowiedzi w jezyku ojczystym popracowac. Niewielka mam stycznosc z polskim pisanym w dzisiejszych czasach i dobrze by bylo nie zapomniec "Kto Ty jestes? Polak Maly" itd. Angielski mnie atakuje z kazdej strony i wiem, ze to ma zawsze negatywny wplyw na ten drugi jezyk. Ale na szczescie wszystko do dziala w obie strony i jesli dlugo siedze po kontynentalnej stronie kanalu, to poziom angielskiego mi zdecydowanie spada, glownie odbijajac sie na szczescie na akcencie a nie na gramatyce. Jest swiatelko w tunelu, hehe.

A teraz ide zobaczyc jak sie miewa cialo znalezione na podlodze w kuchni dzis rano. Przyznam, iz bylo bardzo tajemnicze.

środa, 4 lutego 2009

Cala prawda o kociej kompozycji

Kot składa się z materii, antymaterii i fanaberii.
Nic dodac, nic ujac.

(Cicik, bo za nia tesknie)

wtorek, 3 lutego 2009

Snieg w Anglii i nikt o niczym innym nie mowi

Och, sniegu w Anglii spadlo tyle, ze nawet mnie ucieszyla biel dookola. Wszystko jest takie ciche i pieknie biale. Wszyscy wyciagneli aparaty fotograficzne i uwieczniaja to, bo nastepna zima bedzie pewnie dopiero w przyszlym stuleciu. Chyba ze Golfsztorm (Gulfstream?) w koncu przestanie straszyc i sie zatrzyma na dobre. Wtedy przymarzniemy do lozek i zaden grzejniczek nas nie uratuje.

Gdyby nie to ze jest prawie pierwsza nad ranem, to napisalabym wiecej ale rozsadek wola o sen. I slusznie. Spanie jest wazne.

Moony! Napisz mi jak Ci chemia poszla - nie zostawiaj mnie wielkiej niewiedzy.

A jutro moze ulepie jakiegos balwanka zeby uczcic angielski snieg. Swoja droga, to jest bardzo podobny do naszego rodzimego.