czwartek, 19 lutego 2009

Muzyczny jez

Czasem bywam muzycznym jezem. Kiedy ktos z pewnoscia siebie w glosie puszcza mi jakis kawalek i pyta (niby od nie-chcenia) - "Kto to?", to nagle wyskakuja mi wszedzie kolce, zwijam sie wewnetrznie w klebek i jestem muzycznym jezem. W tym samym czasie cala wiedza muzyczna paruje mi z glowy, jak woda z naszego zelazka. Wtedy podejrzewam, ze nawet Bono bym nie rozpoznala. Muzyczny jez - ot taki stan duszy i specjalny rodzaj stresu.

(a swoja droga, to prosze bardzo dla wszystkich mniej zorientowanych: klikamy tutaj i podskakujemy z podniecenia)

Udzielilam swoich nog do sesji zdjeciowej i kolana nie bede mnie za to jutro lubic. Reszty tez udzielilam, ale nie musialam nadwyrezac za bardzo. Zobaczymy jakie tego beda efekty - na razie nie mam zielonego pojecia.

Za miesiac Maman przyjezdza, czyli juz prawie bedzie wiosna. Za oknem dzisiaj co prawda bylo szaro, ale ja sie nie dam zmylic - mam na kominku piekne, fioletowe tulipany i one mi przypominaja, ze juz niedlugo.

Och i jeszcze jedno - jedzcie paczki!

Brak komentarzy: