wtorek, 10 lutego 2009

Pijemy, gramy i uczymy sie

Zaczelam dzisiaj dzien od kieliszka czerwonego wina i odrobiny sera manchego. Musicie przyznac, ze tylko studenci przedmiotow atrystycznych i humanistycznych moga sobie pozwolic na taki hedonizm we wtorek przed godzina 11 rano. Bo przed dziesiata przeciez jeszcze spimy.

Gramy z guru w otwarte karty. A przynajmniej guru tak lubi myslec, a ja laskawie pozwalam guru tak myslec. Guru jest zadowolone, ze osiagnelo swoj cel i dumne, ze osiagnelo go w swoj sposob i dzieki swoim niesamowitym umiejetnosciom, a ja kiwam do siebie grzecznie glowka i doskonale wiem kto wygral naprawde.
Guru otwiera karty, mysli ze ja otwieram swoje a tak naprawde ja mam kieszen i rekawy pelne asow i jokerow. I wszyscy odchodza zadowoleni. Zwiazki miedzyludzkie (we wszystkich swoich formach, barwach i odmianach) sa pouczajace.

Bede dzisiaj w lozku przed polnoca. Musialam poswiecic House'a zeby pojsc spac. Ale koldra jest lepsza od House'a kiedy sie jest zmeczonym.

Obiecuje oficjalnie i bardzo eksihicjonistycznie ze jutro sie bede uczyc. Bo dzis sie udzielalam od rana do wieczora towarzysko i moja wiedza polityczna nie przytyla nawet o miligram.

Brak komentarzy: