czwartek, 22 listopada 2007

Koniec jesieni

Oficjalnie oglaszam zime - leje, wieje i jest wielce nieprzyjemnie. A pomyslec ze jeszcze tydzien temu byla piekna, mieniaca sie zlotem i czerwienia jesien...

Copacabana ruszyla w przecietnym stylu, ale jak zawsze powtarzamy - pierwszy show to bardziej zorganizowana proba generalna. I ta zasada swietnie sie sprawdzila. Jeszcze tylko trzy przed nami i mam wewnetrzne przeczucie, ze jutro bedzie o niebo lepiej. Aktorzy nam sie zrelaksuja (juz wiedza ze potrafia to wszystko przed widownia), techniczni sie usprawnia a ja nie bede biegac z jednej strony sali na druga tak, jak dzis, bo wiem ze wbrew wszelkim pozorom wszyscy sobie radza. Musialam, co prawda, na szybko rozbierac i ubierac przeroznych mezczyzn, a scenografia w jednej scenie odmowila posluszenstwa i postanowila w polowie dialogu po prostu poddac sie sile grawitacji i spasc na podloge, no i raz widownia widziala moje palce zza drzwi, bo za wczesnie chcialam te drzwi otworzyc. Ale ogolem rezyserzy byli z nas zadowoleni, i szybko moja rozmowa z Julienem (ciagle w taxi!) przeszla z Copacabany na ostatnie wybory prezydenckie we Francji, a konkretnie na debate Sarkozy-Royale. Tak sie dzieje jak w jednym miejscu zostawisz na chwile dwoch studentow polityki - Copacabana nie ma szans!

To jest glupia notka, w ktorej nie czuc inspiracji, wrzuce wiec zdjecie zrobione na spacerze z Maman w zeszlym tygodniu:



3 komentarze:

Anonimowy pisze...

O Wy polityczni zboczency :P

Anonimowy pisze...

O Wy polityczni zboczency :P

Anonimowy pisze...

Ups, komentarz dodal sie w duecie. Przepraszam ^^