Czasem sie w zyciu tyle nazbiera gdzies wewnatrz, ze tylko czekolada jest w stanie pomoc. I nie robi mi roznicy to ze w kostce czekolady jest 40 kalorii. Niech jest i 400 jesli nie utraci na jakosci smaku i magicznych wlasciwosciach. Nie ma jak wielka tabliczka Cadbury i zaraz swiat wydaje sie duzo przychylniejszym miejscem.
Po dwoch dniach spedzonych z glowa w rozprawkach filozoficznych i przerwach na dyskusje o rozwiazywanie problemu glodu w Afryce naprawde mozna poczuc ciezar egzystencji. Tym bardziej jak do tego doda sie listopadowa aure, normalne rozmyslania o ludziach (i o sobie) i czytany wieczorami kryminal. Stwierdzenie ze zgubilam sens brzmi gornolotnie i tak naprawde nie oddaje prawdy (bo czy mozna zgubic cos czego sie wcale nie mialo?), ale w jakis sposob pokazuje nagla pustke jaka mnie dopadla w dosyc zarloczny sposob.
Zarzucilam ja czekolada i Bono. Planuje dorzucic jeszcze duzo snu i ucieczke z Copacabany. Jutro bedzie dobrze.
1 komentarz:
40? w kostce?!:D:D wow...:)
przekleta czekolada i endorfiny, ktore wydziela:)
Prześlij komentarz