poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Post pozytywny (polecajacy)

Zeby nie bylo, ze tylko tutaj roztaczam wizje negatywne, malkontenckie i mizantropiczne (te ostatnie bardziej w kontaktach na zywo).

Dla wszystkich srednio zorientowanych komunikuje, ze moja Maman (ta wlasna i prywatna wspominana w tym internetowym zakatku glownie a propos celnych uwag zyciowych i swych przyjazdow w kierunku Albionu) od jakiegos czasu rowniez posiada swoj wlasny kawalek internetu, na ktorym mozna przeczytac o tym dlaczego wloska nuda jest lepsza od wszystkich innyc i o tym jak zrobic najlepsze na swiecie brownie z bananami. Jesli jeszcze Was tam nie bylo, to popelniliscie blad i natychmiast musicie go zmienic. Mozecie mi wierzyc, ze wyjdziecie stamtad glodni i zainspirowani.

Artysci mowia, ze glod to synonim inspiracji, ale oni chyba glodu uzywaja metaforycznie. Nowy pomysl wydawniczy Rankina nazywa sie zreszta "Glod" i jest o potrzebie tworzenia. Rankina tez polecam, szczegolnie w ramach inspiracji. On Was raczej nie nakarmi i raczej nie nauczy jak sie samemu nakarmic, ale na pewno zapewni Wam uczte dla oczu. Ma chlop talent i przerob jakich malo. Fotografia wiele wielkich nazwisk w swojej krotkiej historii zdazyla juz wyprodukowac i niezmiennie dodaje do tych wartych uwagi nowe. Rankina, jesli nie znacie to warto by bylo abyscie poznali. Zreszta, kiedy zajrzycie na jego strone okaze sie, ze znacie wieciej niz mysleliscie. Ja go lubie za arogancje i zamilowanie do bielizny jesli portrety same w sobie Was nie przekonuja. A juz jego projekt Tuulitastic (opisany na stronie jako fotograficzny list milosny do zony) to wisienka na torcie i inspiracja dla ogladajacych - murowana! 

Jako, ze to jest post pozytywny (polecajacy) z tematem przewodnim glodu bedzie tez watek filmowy. W zeszlym tygodniu moglam wybrac sie do kina na film z glodem w tytule ("Hunger Games", mylaco zatytulowany u nas "Igrzyska Smierci" a nie "Gry Głodu") i jakos sie nie moglam zdecydowac. Teraz moj prywatny agent do spraw literatury zajmie sie sprawa - wybada i zrecenzuje. A film bedzie musial poczekac bo bardziej niz mordujacych sie w lesie nastolatkow bylam glodna Seana Penna ("This Must Be the Place" jeszcze gorzej przetlumaczone na "Wszystkie odloty Cheyenna". Odlotow trudno sie tam doszukiwac). Jakis genialny czlowiek postanowil razem w jednym filmie zamiescic Seana Penna i muzyke Davida Byrne'a. Ze tez na ten pomysl wpadlismy dopiero teraz jako ludzkosc. Sean Penn moze i ma opinie na temat Falklandow, ktore nie do konca zgadzaja sie z tym co mysli reszta swiata i zdarzalo mu sie w przeszlosci ciskac ciezkimi przedmiotami w przebywajace z nim kobiety, ale trudno mu odmowic talentu aktorskiego. Wchodzisz do kina i zapominasz, ze ogladasz Seana i na tym magia Seana polega. A poza tym Sean Penn jako emerytowana gwiazda rocka z torba na kolkach, pomalowanymi paznokciami i przemysleniami (niedokonczonymi) na temat Lady Gagi musi sie rownac udanemu pomyslowi. Jesli to wszystko Was nie przekonalo, to moze przytocze na zakonczenie dialog.

Zona: "Kochanie co ty tam robisz, probujesz sie odnalezc czy jak?"
Glowny bohater: "Nie jestem w Indiach, tylko w Nowym Meksyku"

Coz, moze troszke mniej mainstreamowo, ale przeciez odnalezc wlasny sens mozna wszedzie.

Na koniec duzo mniej gornolotnie - buty na kamienistej plazy. Interpretacji obrazu nieskonczonosc. Pytanie klasyczne: co artysta mial na mysli? (odpowiedz ponizej)


(ʎzɐld ɾǝʇsıuǝıɯɐʞ ɐu ʎʇnq)

1 komentarz:

Limonka pisze...

1. Jaka przemyślana kolorystyka!
2. Sean jest dobry zawsze. A nawet bardzo dobry.
3. Tłumacze w Polsce to absolutnie odjechana grupa społeczna. Na dodatek nie rozumiana przez tzw ogół.
4. Rankin jest inspirujący.
5. Mail nareszcie pozytywny.
Wniosek: Tak trzymać drogie Ciasteczko.