Przychodzi taki moment w zyciu kazdego szanujacego sie studenta, ze po prostu przyznaje sie ze dzisiejszy dzien byl stracony. Po wielu probach i mekach skupienie po prostu nie chcialo przyjsc i zaden spacer czy kawa nie pomogly. Nalezy wtedy sie po prostu poddac i odejsc od komputera (czy zeszytu czy ksiazki) z mocnym postanowieniem wysokiej wydajnosci od jutra rana. I cieszyc sie reszta dnia bez wyrzutow sumienia. Tak jest w przypadku studentow szanujacych siebie, swoj czas i swe umysly.
W moim przypadku taki malo wydajny dzien spedzam na zmuszaniu sie do pracy. Siedze nad jedna strona przez 20 minut i mozg mi sie wytapia. Wiem ze sie wytapia, bo czuje jak z jednej strony od zmeczenia az sie oparl o prawa sciane mojej czaszki i czeka na sen. Przez chwile polozylam glowe na poduszce i to byl wielki blad. Czytac bokiem nie potrafie (a przynajmniej nie z ekranow LCD) a posciel byla kuszaco-pachnaco-miekka. Oparlam sie jednak pokusie i zasiadlam przy stole kuchennym. Zapalilam wszystkie swiatla, otwarlam okno. Ba! Nawet, winiac niczego nie podejrzewajacy komputer, wydrukowalam jedna prace i czytalam jej wersje analogowa, bo myslalam ze to mnie obudzi. Nic z tego. Zdanie "Policy radicalism is an electorally pragmatic strategy" mnie przeroslo. A biorac pod uwage, ze bylo to czwarte zdanie na stronie pierwszej z osiemnastu, to czarne popoludnie wisialo nade mna. Spacer - nie pomogl. Lunch - nie pomogl. Herbata - nie pomogla. Kolejny spacer - nie pomogl. Kawa - nie pomogla. Ciastko - nic z tych rzeczy. Wyczerpaly mi sie pomysly na auto-pomoc i teraz w pol snie pisze cos tutaj. Moze ja lunatykuje i dlatego jestem dzis od poludnia taka spiaca?
Jedno jest pewnie - troche sie jeszcze pomecze i zmusze do patrzenia w notatki a jutro, z mocnym postanowieniem poprawy przeczytam to wszystko raz jeszcze. Tym razem ze zrozumieniem. Amen.
(ps. sa teorie ze to rownonoc wiosenna powoduje sennosc. Ja jestem tak senna, ze nawet rownonoc mam o trzy dni noce spozniona)