Cos mi pozmieniali na bloggerze i jak zwykle sie zgubilam.
Jest wstepny plan wprowadzenia w zycie fotobloga w jezyku angielskim, poniewaz generalna opinia publiczna narzeka, ze nie rozumie moich wywodow w jezykach slowianskich. Co prawda uwazam, ze generalna publika jesli jest zdesperowana, to zawsze moze sie nauczyc jezykow slowianskich, ale z zamiarem pisania fotobloga o rzeczach ktore lubie i ktorym robie zdjecia juz mi sie krecil po glowie od dawna. Wiem, ze malo to oryginalne, ale w ostatecznym rozrachunku robie to dla siebie. I dla tej garstki marudzacych, ze "tez chca poczytac ale splidz, splodze i nie rozumieja".
Problem ze nie wiem jak go nazwac. Gdyby tylko generalna publika umiala z glowy wytworzyc moje nazwisko, to moje imie i nazwisko bylyby nazwa mojego bloga. Ale kurcze, po tylu latach wciaz wszyscy wpadaja w pulapke i chca po "D" wrzucic "j". Nie pytajcie jak oni to slysza. Chyba maja jakies krzywe uszy.
A swoja droga czy wiecie, ze "J" jest jedyna litera jaka nie wystepuje na tablicy Mendelejewa?
Na koniec beda klodeczki z Florencji.
Pomysl mi sie podoba, bo ma w sobie romantyzm i nic poza nim. Uwielbiam rzeczy ktore nie sluza zadnym logicznym czy racjonalnym celom i sa w tym wysoce pozytywne. Przepis na klodeczke: Na klodeczce piszemy imie swoje i osoby ktora kochamy. Klodeczke zamykamy na moscie, a klucz wrzucamy do rzeki. I w efekcie mamy zaczarowana w tej klodeczce milosc, ktora nie ma szans bez klucza uciec. Ladna tradycja prawda?
Powyzsze klodeczki sa z barierek nad rzeka Arno przy galerii Uffizi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz