niedziela, 18 kwietnia 2010

Update zyciowy

Wiem, ze juz pozno ale jako ze i tak musze czekac az mi sie krem wchlonie w cale me oblicze, to moge cos szybciutko wyklikac.

Prezydent wciaz nie zyje z tym tylko wyjatkiem, ze pochowano go dzis na Wawelu. Obama migal sie, migal az w koncu nie przyjechal. Tak naprawde wiekszosc Swiata (przez duze S) nie przybyla, ale wyslala nam kartki i maile, ze lacza sie z nami w bolu. To ladnie z ich strony bo w koncu na wulkan w Islandii nie maja wplywu. Chociaz, moj ulubiony filozof wspolczesny Mark Twain mawial, ze "zbiegi okolicznosci rzadko sa zbiegami okolicznosci".

A jak juz przy wulkanie jestesmy, to ten wciaz dymi i na razie nie zanosi sie na to by mial przestac. Zieloni szaleja z zachwytu bo cale tony dwutlenku wegla ktore mogly wyprodukowac samoloty w ciagu ostatnich pieciu dni teraz produkuje wulkan. Poza tym wyrzuca z siebie tez szklo, o ktorym samoloty moglyby tylko pomarzyc. No, ale wulkanowi (ma na imie
Eyjafjallajökul) nie mozna zarzucic anty-ekologicznych zamiarow. Wulkan jest poza partyjny, ponadpolityczny i w kraterze ma zarowno to, co mysla ekolodzy jak i pogrzeb glowy panstwa czy sytuacje na rynku tanich linii lotniczych.

Na liscie rzeczy obojetnych wulkanowi jest tez moj los. Moja rezerwacja easyjetowa mowi, ze w srode polece do Bristolu i tej wersji na razie staram sie kurczowo trzymac. Mam w tym tygodniu do oddania projekt z hiszpanskiego. W przyszlym mam do oddania prace dyplomowa (o niej kiedy indziej), musze tez byc na otwarciu wystawy fotograficznej (w koncu sama ja zorganizowalam!) i fajnie by tez bylo gdybym zalapala sie na swoje wlasne urodziny, bo knajpe zamawialam juz dawno temu. Pozniej jest tylko gorzej, bo zaczynaja sie egzaminy. Jak zatem widzicie
Eyjafjallajökul i jego opary/dymy/chmury sa mi raczej nie na reke. Juz mysle nad tym ile dni zajmie mi podroz autostopem i czy warto przy okazji zaliczyc Bruksele (w ktorej jeszcze nie bylam). Obym nie musiala obmyslac szczegolow tego planu.

Czytam nowego Dana Browna. Az wstyd sie przyznac. Chcialam cos lekkiego i nie wymagajacego myslenia a dostalam literature, ktora powoduje ze w czasie czytania czuje sie zazenowana. Danowi Brownowi skonczyly sie pomysly i powinien byl Roberta Langdona zostawic tam gdzie jego miejce - w Luwrze albo innym Watykanie.

Brak komentarzy: