Teraz mam duzo czasu i cierpliwosci, wiec bloga mozna ozywic. Jest niestety prawdopodobienstwo monotematycznosci, bo jedyne co mi na mozg i umysl naciska to moje dwa zeby, ktorych juz zreszta nie ma. Sensu moze i ta wypowiedz tez ma niewiele, ale mozecie mi wierzyc, ze kazdy kto pozegnal sie z osemkami (przeszedl EKSTRAKCJE) bedzie wiedzial co mam na mysli. W nocy mi sie chcialo kwiczec z bolu, ale jestem dzielna, pakuje Ketonal w najwyzszej dozwolonej dawce i wszystkie pokarmy przyjmuje jak prawdziwy chory przez rurke (czyt. slomke do napojow). Cala ta stomatologiczna ekstrawagancja uswiadomila mi, ze szwy mialam w zyciu zakladane w trzech miejscach i wszystkie te trzy miejsca (i slady po szwach) mam w buzi, zwanej profesjonalnie jama istna. Dobrze, ze tam trzeba latarka poswiecic zeby znalezc slady.
Mam nowe zdjecia Diego, ale jeszcze nie zrzucalam ich w kierunku komputera. Szkoda mi baterii, ale to juz jest historia na inna notke, bo teraz dr. House czeka, wola mnie z daleka - az z drugiego hard drive'a.
O, moja nowa sukienka - prosze bardzo:
(zdjecie by Charlie Clift, oczywiscie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz