czwartek, 20 marca 2014

Fajnie książki czytam

Wpadam od czasu do czasu w takie ciągi czytelnicze. Sporo lat temu (dokładnie dziewięć) obiecałam sobie, że żadna wymówka nie jest na tyle dobra żeby nie czytać książek. Postanowiłam wtedy, że choćby nie wiem co się działo jedną książkę w miesiącu przeczytam. Po roku sprawdzę jak mi idzie i zobaczę czy chcę to postanowienie utrzymać.

Nie oszukujmy się - dwanaście książek w roku to nie jest jakiś imponujący wynik. Chociaż według badań Biblioteki Narodowej w 2010 roku tylko 12% Polaków przeczytało więcej niż 6 książek w roku. Chyba muszę przeanalizować swoje standardy poziomu zaimponowania... 

Imponujący czy nie, już dziewiąty rok czytam książki celowo i im starsza jestem tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że one są źródłem największej masy przemyśleń z mojej strony i przez to (miejmy nadzieję) dają jakąś nadzieję na rozwój intelektualny. W szkole czy na uczelni trudno nie czuć się pchanym do przodu intelektualnie, ale spróbujcie codziennie biegać za podpisami pod przetargami, odpisywać na maile z prośbą o udostępnienie sali konferencyjnej czy witać 200 osób na debacie o przyszłości Europy i stwierdzicie, że teraz będzie już tylko pod górkę. Tylko literatura może Was uratować! Ja jestem zresztą przekonana, że to Neil Gaiman i Joanne Harris mieli decydujący wpływ na to, że zachowałam zdrowie psychiczne w czasie matury.

W tym roku miałam styczność na razie z samymi książkami, które każdemu bym poleciła, więc podzielę się nimi i tutaj:

"Walc Pożegnalny" Milana Kundery. Jego "Nieznośna lekkość bytu" to chyba moja ulubiona książka. Ostatni Walc ulubiony nie jest, ale może dlatego, że dwa razy trudno prosić o arcydzieło. Jego historie są tylko wymówką do stawiania pytań o ludziach, o miłości, o życiu ogólem. Jak go nie lubić?

"Księga San Michele" Axela Munthe. Książka chyba najczęściej wspominana pod moim dachem. Piękna historia niesamowitego człowieka. Ilu z jego historii uwierzycie zależy od Was, ale jego przemyślenia (podobnie jak u Kundery) są szczere, trafne i zbyt często prawdziwe.

"Ciemno, prawie noc" Joanny Bator. Wydaje mi się, że to najlepsza Polska książka jaką czytałam, ale nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo więc zaproponujcie alternatywy. Troszkę dołująca, troszkę przerażająca, ale dająca masę nadzei. No i jak pięknie napisana! Aż bym się wybrała do ... Wałbrzycha.

Właśnie kończę "I góry odpowiedziały echem" Khaleda Hosseini'ego. To kolejna książka w tym roku, która przeszkadza mi w czytaniu Polityki, bo w autobusie zawsze sięgam najpierw po nią. 

Dobrze, że następna na liście (już trochę nadgryziona) jest "Letters of Note" - listy zebrane przez Shauna Ushera na podstawie jego bloga o tym samym tytule - tej książki nie sposób nosić przy sobie. Jest za duża i za ciężka, a przede wszystkim zbyt pięknie wydana by zabierać ją gdziekolwiek poza bezpieczny dom i kanapę.

Ciekawe co jeszcze fajnego przeczytam w tym roku?

Na koniec dokładnie to samo co powyżej tylko w formie fotograficznej.


1 komentarz:

Limonka pisze...

Chwała wszystkim tym co czytają. Dwanaście książek w roku to bardzo dobry wynik. Choć trzynaście brzmi bardziej imponująco;))