niedziela, 26 lutego 2012

Srednie metafory, male niedopowiedzenia i pozytywna konkluzja

Uzbrojona w Moscow Mule i Roberta Planta siadam, zeby cos tutaj napisac. Musze sama sobie udowodnic ze ciagle mam cos do powiedzenia i ze siedzenie pod skrzynka na listy (ta tradycyjna i ta cyfrowa) nie wypelnia calego mojego czasu. Sprawdzam poczte przynajmniej dwa razy dziennie a dzisiaj Guru spojrzal na mnie z politowaniem i z dobijajaca wrecz troska w glosie powiedzial: "Ale dzisiaj jest niedziela...". I co z tego, ze jest niedziela. Ja czekam na list z przesylka z Luksemburga. Albo Brukseli. Nie jestem kaprysna - wezme list z ktoregokolwiek z tych miejsc. Kazde jest mi mile i mile widziane. Co wiecej - nie czekam na konkretny list. Czekam juz na jakikolwiek. Im dluzej, tym nizsze mam standardy. Punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. A ja siedze pod skrzynka na listy.

Poza tym ostatnie dni spedzilam na kopaniu sie z koniem. Nie wiem czy koniem bylam ja, czy inny przyslowiowy kon. Natura konia jest zreszta niewazna. Dzisiaj przezylam katharsis (moze spadlam z konia?) i stwierdzilam, ze tego konkretnego ujezdzic sie nie da. Poza tym, co ja tym rodeo udowodnie? Lepiej wsiasc na swojego dobrze juz oswojonego konika. Wzielam sie wiec za ogladanie ksiazek Humming Birda. Jakos sobie trzeba to siedzenie pod skrzynka umilic. A nie, ze tylko siedze i mnoze problemy. Alan Rickman powiedzial kiedys, ze ma taki problem: martwi sie, kiedy sie nie martwi. Bo jak mozna sie nie martwic?! Jesli kiedys spotkam pana Rickmana na jakiejs ulicy w Londynie, to powiem mu, ze jest moim bogiem. I to nie dlatego, ze jest Glosem Boga. Jest moim bogiem, poniewaz Ma Racje. Racja jest domena bostw, dyktatorow, Taty i wszelkich podrobek wszystkich wyzej wymienionych. Alan Rickman Tata nie jest na pewno, nie widzialam zeby organizowal udawane wybory, wiec wniosek nasuwa sie sam... 

Strasznie duzo nastawialam pytan w tym poscie. I jeszcze wiecej niedopowiedzen, niedomowien i metafor. Na koniec bedzie nie metafora i nie pytanie, a stwierdzenie faktu. I ❤ Bristol. I wszystko jasne.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Cześć :)

Czytam Twojego bloga już od jakiegos czasu (znalazlam go przez bloga improwizacja-mniejsza, a to przez jeszcze innego kiedys tam) i bardzo mi sie podoba. Dotąd nie komentowałam, ale wspomnienie o Rickmanie mnie do tego przekonalo :D (jako że jest on też moim bogiem). Ja tez studiuję w UK, a teraz jestem na Erazmusie we Włoszech i miło jest poczytac bloga kogos, kto juz skonczyl, bo to swiadczy, ze sie da :D Ja też mam bloga, gdyby Cię to interesowało :)
Pozdrawiam ciepło i życzę powodzenia :)))

Marta

Limonka pisze...

Toż to Niagara myśli. Ty sobie Kobieto zrób herbaty i zostaw w spokoju skrzynki wszelakie. Parlament cię kocha i bardzo potrzebuje.A już B. i P. na pewno. Buźka