sobota, 11 lutego 2012

Jak nie szukac pracy

A zgadnijcie kogo odwiedza rodzice w przyszlym tygodniu? 

Ostatnie kilka dni spedzilam na gonitwie. Poza tym o malo nie zostalam nalogowym uzytkownikiem waleriany (albo innej melisy). Moja sytuacja zawodowa jest rozchwiana jak nastolatka po jednym piwie. W poniedzialek nie wiadomo nic. We wtorek jest dobrze, w srode jest zle, w czwartek rano zostaje poinformowana, ze nie mam wplywu na swoja sytuacja a w czwartek po poludniu sciagaja mnie spowrotem do biura bo musze dzialac. JUZ. NATYCHMIAST! Trzy tygodnie minely bez ani jednego maila, a tu nagle osiem nieodebranych. Jesli kiedykolwiek bedziecie chcieli zostac zrekrutowani przez instytucje europejskie, to uzbroicie sie w cierpliwosc wieksza niz ta potrzebna do wychowania szczeniaka zeby nie sikal w przedpokoju. I w duza ilosc wina raz na jakis czas. Ja w czwartek musialam sobie po drodze kupic flaszke i na nic tak nie czekalam jak na moment kiedy naleje sobie kieliszek. A potem herbata z rumiankiem i bezsenna noc. Poza tym warto miec dobre wsparcie (im bardziej imponujace nazwisko za Wami tym lepiej) i starac sie wygladac jakby zaden stres nigdy Was nie dotyczyl. Nerwy niech Wam puszczaja dopiero w domu, albo jak w moim przypadku w metrze kiedy nie umiem sie skupic na ksiazce.

Jeszcze ostatnia rada z poszukiwania pracy - idac na rozmowe o prace warto miec ze soba dodatkowa spodnice. Albo omijac kawiarek, ktore maja tendencje do rozlewania sie na wszystkie strony swiata. 

(odpowiedz na pytanie: moi!)

A tu zima w Anglii:


2 komentarze:

Limonka pisze...

Czyli poszukiwania pracy to najkrótsza droga do alkoholizmu. No, no..

Unknown pisze...

Dla tych o slabszych nerwach prawie na pewno :P