wtorek, 2 lutego 2010

Biblioteka

Siedze w bilbiotece. Jest to wiadomosc o tyle skandalizujaca ze jest to tak naprawde pierwszy raz kiedy przybylam do biblioteki z zamiarem osiagniecia celow akademickich. Bywam tutaj generalnie jak na studentke nauk humanistycznych (no... scislych spolecznych wedlug tutejszych kategorii) bardzo rzadko, bo wiekszosc potrzebnej mi literatury mam dostepna przez internet (dzieki uczelni za subskrypcje do kazdej publikacji naukowej swiata).

Ogolem lepiej pracuje mi sie u siebie przy biurku albo juz w ogole na lozku. Niestety, ostatnie tygodnie szalonego pisania prac przeroznych spowodowaly ze zaniedbalam swoj pokoj (z wyjatkiem obsesyjnej wrecz obserwacji resztek mojego kwiatka) i wczoraj stwierdzilam ze atmosfera w nim przestla sprzyjac kretywnemu mysleniu i wytwarzaniu prac pierwszej klasy. Pewnie myslicie sobie - moglabys zlapac za odkurzacz i posprzatac albo chociaz poodkladac wszystko na miejsce. Owszem, moglabym. Ale to jest tak fantastyczna wymowka zeby sie nie uczyc, ze gdybym to zrobila prokrastynacja zyskalaby nowa definicje i osiagnela calkiem nowy nieznany jeszcze dotad swiatu poziom. Zeby sie nie uczyc ... posprzatalam swoj pokoj? Coz, robilam to juz nie raz, ale jeszcze nie na taka skale. A poza tym mam ogromna ochote zrobic generalny porzadek razem z szafa, polkami i oknami. Tak mnie do tego wczoraj ciagnelo, ze sie spakowalam i ucieklam do Guru.

Dzisiaj tez postanowilam omijac moj pokoj. Wroce tam wieczorem, kiedy bedzie za ciemno na generalne porzadki. Tak oto wyladowalam w bibliotece. Tutaj nie mam nic co moglabym posprzatac a pracujace dookola tlumy powoduja ze wstyd mi zajrzec na facebooka (chociaz przez chwile tam bylam - pokusa byla za silna). Juz chcialam poukladac na biurku ulotki, kiedy przyszla obsluga bibliotecznej kawiarnii i wszystko zabrala i wyrzucila do kosza. Zostal tylko moj laptop i moje notatki (juz poukladane, bo ulozone pieknie, chronologicznie w zeszycie).

I wiecie co? Wytworzylam dokladnie to co wytworzyc mialam. 1500 slow w niecale trzy godziny (razem z czytaniem i szukaniem!). W sumie mam juz 3 500 ktore jest mi potrzebne na piatek. Jutro tylko je zredaguje i sformatuje i ... voila. Moge sprzatac swoj pokoj do woli. Nie moge sie doczekac.

Z serii starych zdjec:

(wrzesien 2006)

1 komentarz:

baszka pisze...

prokrastynacja w formie sprzątania/prania to dla mnie normalka. ;)