sobota, 10 maja 2008

O jedzeniu

W koncu po tygodniu uda mi sie moze pojsc do lozka przed godzina druga nad ranem. Nie moge sie doczekac. Kiedy ja sie klade spac Cicik zaczyna budzic mame na sniadanie. Czy zycie nie jest przewrotne?

Jedzenie w hallu zaczyna mi wychodzic bokami, ale na szczescie srednio odklada sie w okolicach bioder. Podejrzewam ze wplyw na to "przejedzenie" jedzeniem maja tez wspomniane juz kartki na posilki. Nawet Ryder, ktory pracuje w soboty w kuchni zabierajac mi kartke i pytajac co bym chciala dodal - "wygladasz na zmartwiona". O, tak. Bo wybor co sobote ten sam - hot dog, hamburger, pizza albo kielbasa. W roli dodatkow frytki i angielska fasolka w sosie pomidorowym. Kazdy w koncu wygladalby na zmartwionego.

Z pozytywnych newsow kulinarnych jest moj debiut kulinarny w zakresie deserologii. Tiramisu dla Oscara zniknelo szybciej, niz zdazylam wsadzic w swoja porcje lyzke i wszyscy wolali o jeszcze. A wiadomosc ze zostal jeszcze rum od razu spotkala sie z zachywtem - "O, to kiedy robimy nastepne?". Po pierwsze to mile, a po drugie wiem, ze nie umre z glodu w przyszlym roku - bede wymieniac tiramisu na jedzenie u znajomych.

2 komentarze:

Oli pisze...

nieciekawe masz te perspektywy zywieniowe... a to tylko w sobote to menu takie urozmaicone?:)

Anonimowy pisze...

All I can say is nothing because your blog is not interesting to read.