niedziela, 13 stycznia 2008

Bristol - odslona zimowa

Szybko pisze, bo obawiam sie ze moje oko lewe moze nie zniesc az tylu atrakcji jednego dnia.
Wrocilam do mglistej, deszczowej i wyjatkowo tym razem wietrznej Anglii na cale dwa dni. Potem wsiadam w Ryanaira i pedze do Katowic, bo w koncu osiemnastka Moony'ego to nie przelewki. Ale zanim to nastapi zdaze oddac moje piekne eseje (hmm...) i napisac jeden egzamin probny z World in Crisis. Mam nadzieje zdazyc tez kupic skarpete dla mojego iPoda (zwanego Ipkiem), bo sobie na nia zasluzyl i kalendarz bo uwazam ze ja zasluzylam.

Term mnie czeka srednio dlugi, ale za to przepelniony atrakcjami jakimi sa nowe przedmioty i poszukiwanie mieszkania na przyszly rok. Internet dziala (nie wiem czy dziala wi-fi, ale dam Wam znac jak znajde sie w jego zasiegu), swiatla dzialaja w pokoju, a kwiatek ciagle kwitnie.

Widzialam faceta grajacego na akordeonie na pagorku przy autostradzie. Wyjatkowo to surrealistyczne przezycie. Lynch powinien Krakowska A4 odwiedzac, a nie lodzkie festiwale.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To pewnie ten sam facet grajacy na akordeonie, co stal przy autostradzie jak w pazdzierniku Cie odwozilismy na lotnisko! Moze to jakis duch, albo cos w tym stylu? ;]