Mogłabym spokojnie przełaczyć na inne okno i wygooglować pana Bonasa (o ile taki istnieje) ale w pewnym sensie lubię ten krótki moment niewiedzy. Teraz wiedza jest troszkę jak papierowe talerze z Tesco. Idziesz po nią kiedy jej potrzebujesz (możesz dostać ją w różne wzorki i z różnych miejsc ale tak było zawsze), używasz do chwilowej potrzeby i potem wyrzucasz/porzucasz/recyclingujesz. Mało którą wiedzę trzyma się na stałe. Zawsze możemy sobie kupić w dowolnym momencie (Tesco jest otwarte "24h") nową wiedzę i już. Podobno kiedyś pralki kupowało się na dekady, a pierwsze telefony komórkowe działają do dziś. Pamiętam też czasy kiedy ciuchy z H&M wyglądały dobrze po jednym sezonie (wtedy jeszcze na metkach było czasem napisane Henney's). Nasuwa mi się tu przerwotny wniosek, że to wszystko z lenistwa. Z lenistwa i braku pragmatycznego myślenia. No i z kapitalizmu ale nad tym się dziś rozwodzić nie będziemy.
Łatwość z jaką dziś można dowiedzieć się kim jest Oliver Bonas jest podobna do łatwości zakupu pralki czy samochodu. Internet da Ci wszystko a w połączeniu z dobrą kombinacją słów kluczowych da Ci to, czego szukasz na przestrzeni sekund. Minut, jeśli przy okazji się rozproszysz jakimś głupim filmikiem na YouTubie albo nowym kocim memem. I sama wiedza, że wszystko jest tak łatwe do osiągnięcia (biografia Olivera B, nowy Whirlpool w łazience czy Land Rover w garażu) powoduje, że nie musimy ani się do tych zdobyczy przywiązywać (zawsze dostępne będą nowe) ani za bardzo śpieszyć z ich zdobyciem (no, chyba, że to nowy gadżet technologiczny - wtedy stoimi dniami w kolejce pod sklepem). Googlujemy Olivera Bonasa, czytamy kim jest i ... równie szybko zapominamy.
Witamy w Matrixie. Nie musimy pana programować - sam pan wybierze pustkę w umyśle i wiedzę w telefonie.
To pisałam ja z telefonu.
Na koniec deszcz świeci w Londynie: