Grudzień nas w tym roku, proszę Państwa zaskoczył. Zaczaił się gdzieś w rogu i bezszelestnie wskoczył nam na kolana. Troszkę przypomina w tym kota. Przed chwilą nie było go widać ani słychać, a teraz nie sposób się go pozbyć. Święta nagle wyskoczyły w Tesco z całym arsenałem choinek, bombek, flaszek porto i brokatowych zestawów Nivea for Men dla tych, którym kreatywność wyczerpała się w dziale z figami i pomarańczami. Fakty są takie: - za 16 dni pakuję manatki i zbieram się w (teoretycznie) chłodniejsze rejony Europy - zakupiłam większość prezentów mimo, że grudzień dopiero się zaczął - Cecil skończył wczoraj 7 miesięcy. Fakt ten go nie poruszył (ilustracja poniżej) - Minął ponad rok odkąd Unia Europejska wypięła się na mnie, a w konsekwencji ja na nią i jakoś wciąż nie możemy się porzucić do końca - wygląda na to, że w tym roku, tak jak w poprzednim, nie będę miała choinki - pierwsze grzane wino sezonu wciąż przede mną. Na tym etapie wino jest w tej samej kategorii, co choinka. Bardzo chciałabym aby inni mi je załatwili, ale pewnie skończy się na winie podgrzanym w domu Następny post będzie o Unii Europejskiej, obiecuję. Wiem, że nie możecie się doczekać. Na koniec nieprzejęty Cecil. 7 miesięcy, 3.7 kg i absolutne zero miłości do kolekcjonowanych przeze mnie statystyk na jego temat: