czwartek, 17 grudnia 2009
poniedziałek, 14 grudnia 2009
Dezyderata
Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.
O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.
Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.
Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz
w zmiennych kolejach losu.
Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa.
Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów
i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.
Przyjmij spokojnie co Ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.
Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.
Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny. Dąż do szczęścia.
(Max Ehrmann)
środa, 2 grudnia 2009
Eseje, Unia i herbatki zurawinowe
Wczoraj prezentacja (Film i Swiatowa Polityka), jutro prezentacja (La Union Europea - tym razem po hiszpansku) i tak mijaja mi ostatnie dni tego termu. Do przyszlego piatku musze tez napisac esej (Zanalizuj stanowisko Polski wobec Wspolnej Polityki Zagranicznej i Polityki Bezpieczenstwa Unii Europejskiej). Nie ma jak bycie studentem ostatniego roku. A jakas szalona czesc mojego mozgu mowi mi, ze dobrym pomyslem byloby zrobienie Masters. I slusznie - raz sie zyje i nalezy z mozliwosci przeroznych korzystac.
I tak to wlasnie marnuje cenny czas na pisanie bloga, a przeciez moglabym go spedzic na czytaniu o Polsce i o Unii.
Unia mi juz uszami wychodzi. Podobnie jak herbata zurawinowa, ale nie ma rady - wcinam zurawine, wcinam piata juz od miaja serie antybiotykow a moj pecherz jeczy ze nie lubi. Ja tez nie lubie - szczegolnie nie lubie jak mnie boli. Nie wolno mi pic kawy, nie wolno mi pic alkoholu i nie wolno mi pic za duzo czarnej herbaty. Moge za to w dowolnych ilosciach lykac wode i herbatke zurawinowa. I magiczne proszki, w ktore zaopatrzyl mnie Tata i ktore ulecza mnie ze wszytskich zyciowych problemow. A jak je poprosze to moze i esej za mnie napisza.
Tak naprawde do mam ochote isc ulepic jakas miche.
środa, 18 listopada 2009
poniedziałek, 16 listopada 2009
171 post
Dzisiaj mysle o jedzeniu. Postanowilam sobie ze nie samym makaronem i risotto sie powinno zyc. Chociaz przyznam, ze ja jestem szczesliwa w swiecie makaronow i risotto. Postawilam sobie za zadanie przynajmniej raz w tygodniu gotowac cos nowego. Co z tego wyjdzie? Nie wiem, ale plan jest ambitny. Pewnie im wiecej bedzie esejow i innych prac tym mniej bedzie kulinarnej innowacji, ale postanowienia dobrze miec.
Koncze dzisiaj lepic miche na lasagne. Nastepne w kolejce sa pojemniki na cukier, kawe i herbate. Kocham gline i ktoregos dnia ulepie sobie z niej domek.
A to moje lapki by Niall Oswald (click!):
czwartek, 12 listopada 2009
Wszyscy jestesmy studentkami
A przypomnialo mi sie! Uczymy sie dzielnie z Guru polskiego. Wczoraj wygladalo to tak:
"Marmite jest piesem". Ja padlam z radosci i pytam w zwiazku z tym czym jest Charlie. Odpowiedz mnie w pelni satysfakcjinuje: "Charlie jest studentkiem".
Bravissimo przyszlo. Mniam.
wtorek, 10 listopada 2009
Post Wieczorny
Anite wciagnelo i zniknela. A ja myslalam ze szkola sie konczy o 16.00. Osiem godzin pozniej wciaz jej nie ma, ale plotki na miescie mowia, ze podobno ja widziano z kims rudym. To nie bylam ja. Mnie widziano za to jak ogladalam kartki swiateczne. Jest ich w sklepach coraz wiecej i powoli wieczorami slychac jak zblizaja sie swieta. Z perspektywy herbaty i grzejniczka wszystko to prezentuje sie bardzo przytulnie i przyjemnie. Choc jeszcze ponad miesiac ja sobie lubie rozwlekac przyjemnosc.
Pierwszy raz od bardzo dawna nie czuje, ze powinnam robic cos produktywnego. To pewnie uczucie zludne i okaze sie, ze wysoce nieprawdziwe kiedy jutro odkryje jakies zapomniane 100 stron literatury o terroryzmie, ale na razie ciesze sie lekkoscia mojej egzystencji.
Mam nowy lakier do paznokci i mnostwo planow, ktore do niego pasuja. Poza tym ten miesiac zapowiada sie ekscytujaco pomimo wszelkich akademickich niedogodnosci. Jest dobrze.
czwartek, 5 listopada 2009
Bravissimo rujnuje moje plany finansowe
Ale, zeby nie bylo ze zlamalam postanowienie - bylam oszczedna i nie kupilam do biustonosza majtek. Na razie. W koncu mam na co oszczedzac.
niedziela, 1 listopada 2009
Miesiac rzeczy zagubionych
Ale nie o tym chciałam pisać. Październik nagle uciekł i się skończył i już go nie ma, a ja wytworzyłam jakąś zastraszająco niską liczbę postów blogowych. O pamiętniku nie wspomnę. Ale w skrócie moge powiedziec, ze pazdziernik byl dla mnie miesiacem rzeczy zagubionych. Listopad po dzisiejszym wieczorze zapowiada sie jako miesiac rzeczy znalezionych.
W pazdzierniku glownie zgubilam swoja glowe - zaczelo sie wlasciwie pod koniec wrzesnia kiedy to z domu zapomnialam rakiety tenisowej, a potem okazalo sie, ze nie wzielam tez zewnetrznego dysku, wiec nie mam ze soba mojej muzyki (dzieki Opatrznosci w postaci Taty za iPka). Bardzo szybko po tym zaginal moj ulubiony zegarek, ktory po dwoch tygodniach, jak sie okazalo siedzial ... pod pluszowym kotem przy lozku. A potem zgubilam swoja karte kredytowa i ta niestety sie juz nie znalazla... Szkoda, ale na szczescie nikt mi nie zdazyl zrobic na niej zakupow, wiec wlasciwie mi sie udalo uniknac calej masy problemow. Przez chwile myslalam tez, ze zgubilam dwie pary butow, ale na szczescie okazalo sie to falszywym alarmem - buty staly grzecznie w siatce w przedpokoju.
Na pewno natomiast i to juz dawno temu zgubilam moj kremowy top od Ralpha Laurena. To cienusienkie cudo bylo mieciusie i takie przyjemne do ubrania, ze zgubienie go mnie bardzo zasmucilo. Fakt ten nastapil kiedys pomiedzy styczniem a lutym 2009, czyli ostatniej zimy. W tym czasie tyle razy sie pakowalam i rozpakowywalam (wlaczajac dwie przeprowadzki), ze nie mialam w koncu pojecia, gdzie Ralph Lauren mogl zniknac. Dzis postanowilam ostatecznie pozegnac sie z nadzieja na odnalezienie go i po raz chyba siedemdziesiaty od pocztku roku zrobilam porzadek w szafie. Topu nie znalazlam. Potem wieczor, jak to wieczor - zadzwonila Maman i opowiedzialam jej o moich porzuconych nadziejach. Wygladalo to mniej wiecej tak:
Ja: Nadzieje porzucilam. Za kazdym razem jak otwieram szafe, to mam nadzieje, ze znajde ten sweterek, ale od dzis juz nie szukam...
Maman: Och, ale to juz bylo tak dawno temu. Mysle ze juz raczej tego sweterka nie znajdziesz... Szkoda...
Moony (w tle): Ktorego sweterka? Tego od Ralpha Laurena?
Ja: (rozpacz)
Mama: No...
Moony: Tego, który ja dzisiaj Oli do szafy wsadzałam?
Ja i Maman: ??
Tak moi kochani. Sweterek postanowil po 10 miesiącach powrocic jak ten syn marnotrawny. Podobno dzis lezal sobie na kupce rzeczy wypranych na naszym pietrze. Maman mowi, ze go nie prala. Moony mowi, ze nie ma z tym nic wspolnego - sweterek sobie po prostu niewinnie lezal.
I jak to nie wierzyc w cuda?
A na koniec Unia Studencka moimi oczami (i troche okiem mojego Canona):
środa, 28 października 2009
Intelektualnie nadwyrężona (jakie to piekne okreslenie!)
Fakt, ze udalo mi sie w koncu cos wycisnac z moich nieuporzadkowanych mysli na temat projektu z Kultury Masowej tez pomogl - wyslalam co wiedzialam i zobaczymy co z tego wyniknie. Podejrzewam ze z calego roku ja sie tym przejelam najbardziej i jeszcze zanim zasiadlam do pisania wpadlam w panike. Ja jednak jestem dzieckiem specjalnej troski.
Teraz probuje sie zmusic do czytania o Unii Europejskiej jako jednostce ekonomicznej na swiecie. Przeczytalam caly akapit i juz przysnelam. Kocham ekonomie - wszystkie te slowa, zagadnienia i liczby ktorych nie rozumiem. Po trzech latach studiowania polityki, zyciu w czasach kryzysu i recesji w ciagu ostatniego roku stwierdzam, ze jesli do teraz nie zrozumialam ekonomii to juz jej nigdy nie zrozumiem. Trudno. Przepadlo.
Moze za to w nagrode pojde na Dr. Parnassusa? Chociaz znajac Terry'ego Gilliama to tez moge nie zrozumiec.
...
Po namysle stwierdzilam, ze nie bede sie dzis intelektualnie forsowac. Obejrze Seks w Wielkim Miescie.
poniedziałek, 26 października 2009
Zycie mnie przeroslo czyli kultura masowa
Musze do jutra oddac plan projektu z "Kultury Masowej i Polityki" i moj mozg od wczoraj dziala na pelnych obrotach przedstawiajac mi setki pomyslow na minute i ani jednego wyklarowanego, pieknie zdefiniowanego i pelnego w swej formie. Mysle sobie: Desperaty i Seks w Wielkim Miescie - zanalizuje je z punktu widzenia feminizmu. Albo moze porownam prezydentow USA - fikcyjnych i bohaterskich, z tymi tchorzami z wieczornych wiadomosci? A moze poprawnosc polityczna w House MD? A co powiecie na political activism (aktywizm polityczny?) w piosenkach U2? Pomysly przychodza same, ale zaden z nich nie chce sie skonczyc i wszystkie w zwiazku z tym wisza nade mna jak te pilki do nogi nad pierwszakiem w tej reklamie jogurtow (albo innych soczkow). A moze seksistowskie stereotypy w reklamach proszkow do prania? Albo falszywy obraz rodziny w reklamach zupek z kubka i sosow do pieczeni?
Plus z calej tej sytuacji jest taki, ze na chwile zapomnialam o dysertacji (The D.Word, jak to sie zwyklo ja nazywac na ostatnim roku). Ale juz widze jak spoziera w moim kierunku zza mgly popkultury. Swieca jej sie te male, zolte oczka. Sa lekko przymruzone i mrugaja do mnie zlowrogo. Ona wie, ze jeszcze przyjdzie jej czas. A ja probuje schwytac mysli moje popkulturalno-chaotyczne.
Ale mam na to rade - pojde na zajecia a potem ulepie jakis garnek z gliny i wszystko bedzie dobrze.
Z innych rejonow mojego zycia jest powrot do fotografii: mam jesien na zdjeciach. Jako ze to jest blog moj i o mnie, to moge nawrzucac tu co chce, wiec wrzucam jesien:
czwartek, 15 października 2009
XXI wiek - Anita clubbinguje, ja pale domy
Ja sie od tego odcinam i ciesze sie, ze mam Guru. Jestem co prawda wielce dyskryminowana w tym roku z tego powodu, bo nagle sie okazuje ze wszystkie moje przyjaciolki i blizsze kolezanki wrocily do etapu wyznawania Seksu w Wielkim Miescie - sa ryczacymi singlami. A jeszcze do niedawna slyszlam: "Olga, trzeba ci znalezc faceta". Teraz slysze: "Ty nie masz prawa sie odzywac, bo masz faceta, wiec nie wiesz jak to jest". Prosze, jak punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Kot z Cheshire ma zawsze racje. Na swoja obrone dodam, ze Maman jest zdania, ze ja jestem Samantha. Chyba, ze mam ubrane moje fioletowe kapcie. Wtedy zdecydowanie jestem Carrie. Pytania o interpretacje prosze kierowac do Maman osobiscie lub samemu sobie wykreowac wytlumaczenia.
Z mniej rewolucyjnych plotek i informacji jest to, ze o malo nie spalilam przedwczoraj mieszkania. Do roztrzepanych raczej nigdy nie nalezalam, a iPod mi tylko pomaga w zorganizowaniu - czego ja nie pamietam, on pamieta na pewno. Ale o dynii w piekarniku zapomnialam i wyszlam z domu na cztery godziny. Dyskusja o reklamach w telewizji na zajeciach o pop-kulturze przypomniala mi o dyniach i o malo nie dostalam zawalu pod biurkiem. W zyciu tak szybko nie bieglam do domu - cala ulica myslala ze mam jakis problem wewnetrzny sadzac po minach jakie widzialam. A moj problem byl bardzo zewnetrzny - piekarnik i... zweglona dynia. Coz... nie ukrywajmy - nigdy sie nie zapowiadalam na nowa Nigelle Lawson. Mieszkanie za to stoi cale i zdrowe. I nawet nie zdazylo sie dymic. Ale z dynii musialam zrezygnowac, bo nie pozwolono mi sie zblizac do piekarnika...
Swiat zdecydowanie poszedl naprzod - Anita clubbinguje, a ja pale domy. Rok zapowiada sie ciekawie - stay tuned!
środa, 7 października 2009
Post pierwszy z roku ostatniego moich studiow
Zmienilam (po raz kolejny) polozenie geograficzne i jestem znow w Bristolu. Teraz tak pozostanie przez jakis czas, wiec jesli utrudnilam komus kontakty ze mna poprzez ciagle zmiany adresu, to teraz znajdziecie mnie w Birstolu, praktycznie tam gdzie wczesniej tylko pietro wyzej.
Z widomosci zyciowych jest jedynie to, ze Anita szuka nowej siebie i nie jestem jeszcze do konca przekonana czy ten plan mi sie podoba. Nie wiem nawet czy jestem czescia planu. Wiem, ze w planie nie ma juz przezwiska "Face!", ale za to sa kluby, papierosy i nowi mezczyzni. Ja na razie obserwuje i mam nadzieje, ze wszystko to sie dobrze dla wszystkich skonczy, ze szczegolnym uwzglednieniem mojej szanownej osoby.
Poza tym wszyscy musza obejrzec to: http://www.youtube.com/watch?v=y_5_lzags3I
Kocham filmy!
wtorek, 29 września 2009
Brzoskwiniowe posty
Podejrzewam, ze wszystkie blyskotliwe mysli z dnia dzisiejszego mnie juz opuscily ze wzgledu na pozna pore. Poza tym przepona mnie straszy kolejna czkawka, wiec cos mi mowi, ze lepiej jej bedzie posluchac i zlozyc swe grzeszne cialko (bo wszyscy mowia, ze nie cialo po zdjeciu zamieszczonym powyzej sadzac) do lozeczka.
Acha, mam nowe buty. I pierwszy raz w historii sie nimi nie pochwale.
poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Buch
Ja nie mam na moim pieknym, fioletowym Vaio programu antywirusowego, wiec sie nie udzielam ze swojego zacisza wirtualnego. Ale Guru mowi, ze mi to dzis zalatwi. Nie ma jak zdalna mozliwosc obslugi komputera. Ja w Polsce, on w Anglii a program on mi wrzuci na komputer. Swiat oszalal.
Chce miec ladne paznokcie, wiec je pomaluje. To jest problem na ktory moge cos zaradzic. Na cala mase problemow wplywu nie mam. Mam za to herbate i satysfakcje, ze w koncu sa wakacje i to na dodatek w koncu jestem w domu.
wtorek, 18 sierpnia 2009
Gańba
Na usprawiedliwienie mam brak internetu w okolicy. Ostatnio mialam internet na wlasnosc w pierwszej polowie czerwca, a potem sie zrobilam tak mobilna, ze nawet mobilny internet nie nadazyl. Hiszpania, Morsko, Warszawa, w miedzyczasie Bristol (zapomnialam o Devon, Londynie i Oxfordzie. damnit) i tak latam jak nietoperz z popsutym gpsem. Ale moze we wrzesniu badz w pazdzierniku powroce w glorii i chwale.
A teraz ide PRowac bo tym sie zajmuje. *tlum szaleje*. Calymi dniami. *tlum szaleje nie do opisania*. W stolicy. *tlum pada w swym szalenstwie i ekscytacji juz nie powstaje*. Skonczy sie tym, ze tez bede mowic "zrobilismy"
Guru przyjezdza w piatek. A Cicik ma sie dobrze, gdyby ktos sie martwil. Jest piekny, puchaty i okraglutki jak jego ulubione morelki. Az by sie ja chcialo zamiziac do plaskosci.
środa, 24 czerwca 2009
O Bezdomnosci
Z ta jednakze roznica, iz na moje konto wplynie pokazny zastrzyk gotowki z depozytu, bo mieszkanie ktore opuscilam by przejsc na strone bezdomnosci posprzatalam tak niesamowicie, ze Rob (nasz landlord) chcial nam nie tylko oddac cala zaliczke, ale i doplacic za blysk jakiego wczesniej jeszcze pod numerem 9 na Pembroke Road nie widzial. Juz od ronda widac moj (byly) czysty piekarnik. O oknach nie wspomne.
Troszke mi ta bezdomnosc uwiera, ale tylko jedna noc spedzilam w tym zamieszaniu w namiocie. To co mnie odroznia od przecietnego, biednego imigranta to duza ilosc znajomych, ktorzy w jakims mniejszym badz wiekszym stopniu posiada na tej wyspie nieruchomosci, w ktorych moge sie ukryc przed deszczem. Poza tym Kitkat slusznie zauwazyl, ze jesli przyjdzie najgorsze i bedzie mi grozic ekstradycja, to mam szanse w miare szybko wejsc w malo zobowiazujacy zwiazek malzenski z pewnym pol-kornwalijczykiem. On na sama mysl pobladl, a ja sie obrazilam, ze Kitkat nie wierzy w moja niezaleznosc. Ale plan awaryjny trzeba miec na wypadek, gdyby aparat panstwowy polski sie o mnie upomnial, a angielski chcial sie mnie pozbyc.
Teraz przemierzam Albion z najwieksza torba jaka mozecie sobie wyobrazic. Bylam juz w Oxfordzie, bylam w Bristolu, teraz jestem w Devon, a konkretnie w Salcombe. Napisalam wstep do dysertacji i zastanawiam sie czy wszechobecne morze przypadkiem nie pozarlo Guru. Mam nadzieje, ze nie bo lodowka swieci pustkami a przede mna cale sterty prania. Nie chcialabym w tych warunkach zostac porzucona.
Na kolacje ide do Mrugajacej Krewetki - musicie przyznac, ze to jedna z lepszych nazw z jakimi mieliscie do czynienia. Jest slonko, jest wiatr i bezdomnosc nie jest az taka zla. Szczegolnie z internetem i dobra ksiazka.
piątek, 19 czerwca 2009
Pakujemy sie
Ale od poczatku - do pakowania podchodzilam dzisiaj cale rano. Obeszlam pokoj, wzrokiem oszacowalam posiadane przeze mnie przedmioty i ilosc potencjalnych pudel i tym podobnych i wyszlam z zalozenia, ze wszystko bedzie dobrze. Z ta optymistyczna mysla (uciszajac piskliwy glos w mojej glowie powtarzajacy: "Ale sie na tych szacunkach przejedziesz") postanowilam, ze nalezly mi sie prysznic a przy okazji wszelkie rodzaje dostepnych maseczek do ciala, wlosow i buzi. Potem doprowadzilam do porzadku wszystkie posiadane przeze mnie paznokcie, dokladnie obejrzalam sie w lustrze, przemyslalam wplyw slonca hiszpanskiego na moje wlosy i nagle zrobilo sie dosc pozno....
Potem zjawilo sie Guru we wlasnej osobie i ... przeprowadzilo rewolucje w moich mocno juz ustabilizowanych i generalnie szanowanych metodach pakowania. Metody te to duzo marudzenia, duzo gadania, wiele wolania o uwage, potrzeba wspolczucia, szacowanie miejsca i ilosci, wyciaganie wszystkiego i ukladanie w kupki a na koncu wrzucanie do toreb, ugniatanie i wciskanie na sile. A potem ide na kawe i ciastko bo mi sie nalezy. Dodatkowym czynnikiem wspomagajacym pakowanie jest wypicie kilku kieliszkow wina przed rozpoczeciem udreki. Od lat wlasnie tak pakuje swoje zycie, a troszke go juz zapakowac w walizki musialam i wiem, ze te metody sie sprawdzaja. A bezczelne Guru przyszlo z kartka papieru, lista i kartonami i zaczelo pytac czego i kiedy bede potrzebowac. Co ja wieszczka jestem? Skad ja moge wiedziec jaka bedzie pogoda w ciagu najblizszego tygodnia? Chcialam zapakowac wszystko do wziecia ze soba, ale Guru stanowczo powiedzialo, ze nie potrzebne mi na 10 najblizszych dni 26 par majtek i ze bardzo chcialoby mnie zobaczyc przez ten krotki czas we wszystkich 13 parach butow. Moj bunt na nic sie nie zdal i nie moge ze soba zabrac czapki, bo podobno mi sie nie przyda. Podobno nie potrzebne beda mi tez trzy sukienki, choc do konca wciaz nie jestem przekonana. Potem sie poddalam - Guru spakowalo mi ksiazki, przynioslo lunch a ja lezalam w stresie na podlodze miedzy pudlami i walizkami.
Teraz jest po dziesiatej, a na moim lozku nie ma ani centymetra miejsca na mnie. Za to okazalo sie, ze mam dwa zestawy poscieli i okolo tuzina poduszek. One niestety za nic w swiecie nie chca wejsc do walizek... Boje sie zajrzec do szuflad w lozku, bo obawiam sie, ze tam tez kiedys wkladalam jakies rzeczy. Ciekawe gdzie je zapakuje...? Mam za to kubek herbaty, wizje imprezy i ciasta z dziewczynami o polnocy z okazji wyprowadzki, w tle gra mi Johnny Cash i jego 'Ring of Fire', swieczka pachnie rozami a przede mna Oxford i Devon. Mam tez bardzo fajne Guru, ktore mnie glaszcze kiedy mam swinska grype (juz mi przeszla) i dba o moje zdrowie psychiczne kiedy sie pakuje. Ba! Idzie ze mna sprawdzic czy zdalam na studia na przyszly rok i mnie potem niesie na barana do domu bo zdalam i to bardzo ladnie. A potem przynosi mi oliwki. Warto bylo sie pokluc implantem dla takiego Guru.
(konkluzji o pakowaniu nie bedzie, poniewaz pakowanie nie jest jeszcze skonczone)
niedziela, 7 czerwca 2009
piątek, 5 czerwca 2009
Europa
Plotka plynaca Europa mowi, ze Moony tez robi dzis muffiny truskawkowe. Fajnie, bo to tak jakbysmy robily je razem, tylko na dwoch roznych koncach kontynentu. Przynajmniej w tym aspekcie jestem Europejka, z ktorej Europa moze byc dumna.
Europa moze tez byc dumna z moich mozliwosci jezykowych i elokwencji. I moze sie wstydzic za wszystkich lekarzy, ktorym wydaje sie ze cos osiagneli tylko poprzez skonczenie studiow medycznych. Mialam w tym tygodniu do czynienia z dwoma takimi zakompleksionymi przykladami i az mi ciarki z zalu dla nich przychodza. Ale w obu przypadkach to ludzie, ktorzy jeszcze pamietaja czasy kiedy lekarz w rodzinie to byl powod do dumy, szczegolnie na wsiach. Pozostaje mi tylko westchnac i stwierdzic jak w przypadku wiekszosci tego typu zachowan stwierdzic, ze to zawod taki, jak kazdy inny. A wykonywanie go z klasa zdarza sie coraz rzadziej.
Zeby nie bylo ze koncze smutno, w dniu w ktorym Guru skonczylo egzaminy (wszystkie 10), to na koniec bedzie bardzo wesoly pies. Az by sie chcialo nim byc na plazy. Psa nie znam, plaza jest w Devon. Zdjecie jest moje.
wtorek, 2 czerwca 2009
Forum
Te osiagniecia ida w parze z niegasnaca miloscia do Kotow Birmanskich i tak oto klikajac na link ponizej wkroczycie w rozmruczany swiat najpiekniejszej rasy kotow. A Cicik bedzie Wam towarzyszyl przez caly czas, co powinniscie traktowac jako zaszczyt. Rzeczywistosc jest taka, ze Cicik towarzyszy waskiej grupie wybranych i towarzyszy im na wlasnych warunkach.
Zapraszam zatem na nowe, lepsze forum ze stara, swietna ekipa. Jest nas coraz wiecej i coraz ladniejsze mamy koty:
poniedziałek, 1 czerwca 2009
Dzien Dziecka
Moje Dziecko Cicikowate nawet nie wie, ze dzis tez jej swieto. Gdzies tam szaleje w najlepsze. I dobrze - koty swietuja dziecinstwo przez cale zycie, a Dzien Dziecka jest wtedy kiedy dadza troszke surowego mieska - towaru absolutnie zakazanego i wysoce pozadanego.
Mam wydrukowany kalendarz na caly miesiac i zaplanowane wszystko. Beda niespodzianki, beda imprezy, beda przeprowadzki, bedzie super. Co prawda przez dziewiec dni w tym miesiacu nie mam domu, ale mysle ze ktos mnie do siebie przytuli i przygarnie, wiec nawet znaki zapytania na moim planie miesiaca znikna.
A teraz ide zobaczyc co slychac poza moim lozkiem. Jestem leniem.
czwartek, 28 maja 2009
poniedziałek, 25 maja 2009
Niepotrzebne fakty
Skonczylam Solaris i wzielam sie za Miasto Slepcow. Poza tym skonczylam tez serek i jogurty i cos mi mowi, ze czas na jakies zakupy bo jutro moze sie okazac ze jestem bez lunchu. Dobrze, ze Guru mnie dzis karmi, wiec nie mam sie czym przejmowac.
A w Natoma w Kansas prawnie zakazane jest rzucanie nozami w mezczyzn ubranych w garnitury w paski. Kochajmy Stany Zjednoczone za ich absurdalne przepisy.
(sprawdzilam w slowniku i wiem, ze niepotrzebne pisze sie razem chociaz moj rozregulowany instynkt ortograficzny podpowiadal inaczej)
sobota, 23 maja 2009
Wafelka chce
Mialo byc jak tytul notki wskazuje o wafelkach. Otoz z wafelkami w tym pieknym kraju, o ustabilizowanej demokracji i herbaty z mlekiem, jest tak, iz ich nie ma. Po drugiej stronie kanalu, troszke w kierunku wschodnim az sie roi od wafelkow. Princessy, Prince Polo, Grzeski czy inne Danuski kusza przecietnych obywateli z bilboardow, telewizji, dlugich polek superkarketowych i przy kasach. Tutaj, po drugiej (pomylonej jakiejs) stronie stronie wody i ulicy natomiast kroluje czekolada. Wafelki owszem sa - w KitKatach, ale taki Kitkat to sie moze ewentualnie schowac przy rodzimej produkcji czekoladowo-wafelkowej pod postacia Princessy Mlecznej. Zapytacie jaki to ma zwiazek z czymkolwiek? Bierz Cadbury i nie narzekaj, dziewczyno. Otoz, jak sie okazuje ja jednak lubie wafelki. Znalazlam w Tesco w centrum polska polke i kupilam sobie Princesse na otarcie lez implantowych (nie pytajcie) i zastesknilam za prostym, czekoladowym wafelkiem. Oficjalnie zatem Princessy (i im podobne wyroby) dolaczaja do elitarnej listy produktow za ktorymi tesknie. Lista na dzien dzisiejszy wyglada tak:
- gazowane wody smakowe (szczegolnie pomaranczowa)
- wafelki czekoladowe (np. Princessa Mleczna)
Polonia w Bristolu, sadzac po polce w Tesco, teskni glownie za bardziej podstawowymi produktami. Na polce bylo Magi firmy Winiary, ogorki kiszone, flaki, gluasz i barszcz czerwony w proszku. A na oslode soki Costa, jeden Tymbark, budyn instant i Princessa. Dziwna ta Polonia.
czwartek, 21 maja 2009
(Nie)blyskotliwa notka
Jesli nie implant to podobno pozostaje mi 'maczeta'. Nie pytajcie o wyjasnienia, bo to zbyt skomplikowane. Z tego co zrozumialam to chodzi o jakies amazonskie rybki.
Mam niejasne wrazenie, ze mialam pomysl na bardzo blyskotliwa notke. I tak byla blyskotliwa ta mysl, ze nie udalo mi sie jej zatrzymac i teraz dryfuje gdzies i czeka az kolejny rybak ja pochyci w siec swoich skomplikowanych mysli.
Dostalam od Guru kwiatki z okazji 6 miesiecy. Guru przyszlo w swoich nowych jeansach i porwalo mnie do kina. 6 miesiecy to nieduzo, ale i duzo z drugiej storny. Zyczylismy sobie na razie jeszcze raz tyle i zeby bylo tak samo odjazdowo.
Podobno mam na ludzi wspaniale demoralizujacy wplyw jesli chodzi o wycieczki na zakupy. Z nikim sie tak nie kupuje ciuchow/butow czy makijazu jak ze mna. Tytul jest to zaszczytny i aby nie wyjsc z wprawy postanowilam jutro wybrac sie na wycieczke i kupic sobie zielony sweterek, ktory widzialam ostatnio w Zarze.
wtorek, 19 maja 2009
Moje zycie jako telenowela
I nigdy nie zgdaniecie o ktorej godzinie mnie ta wena naszla - otoz naszla mnie ta wena o 9.25. RANO. Tak, tak ludzie sie zmieniaja. Ostatnie kilka dni ja sie zmienilam tak, ze o polnocy jestem juz nie do zycia. Nie wiem czy to kwestia odreagowania esejow i roku akademickiego ogolem czy po prostu dolaczylam do ogolnego trendu loserow na studiach - wszyscy, ktorzy koncza w tym roku chodza spac okolo 22. Ja od piatku ledwo ciagne do polnocy i Guru mnie na swoich urodzinach musialo zaniesc do lozka. O ktorej sie samo pojawilo? Nie mam pojecia, bo nastepne co pamietam to deszcz walacy o okna rano. Przechodze wiec za tryb pisania notek nad tostem z marmite i herbata z mlekiem. Zestaw jak najbardziej poranny.
Ide dzisiaj zakladac implant. Samo w sobie jest to troszke straszne, ale juz moje otoczenie zadbalo o to, zeby byl tez element komediowy. Otoz ide z Oscarem jako osba towarzyszaca. Wyobrazcie sobie w poczekalni taki dialog:
Pielegniarka: Olga, zapraszam do mojego gabinetu. Chcesz zeby Twoj chlopak Ci towarzyszyl?
Ja (patrzac na Oscara): O, to nie jest moj chlopak.
Pielegniarka: ???
Ja: To chlopak mojej najlepszej przyjaciolki.
(kurtyna)
wtorek, 12 maja 2009
Mam zla aure (doslownie)
Mam za to ciastko, plany na przyszlosc, wizje House'a jutro i migreny z aura, ktore powoduja, ze mam osmiokrotnie wieksze ryzyko wylewu/udaru, jesli pozostane przy tych pigulkach przy ktorych bylam do teraz. Zycie jest komedia. O 13 myslisz, ze jestes przecietnym polykaczem hormonow a o 13.16 dowiadujesz sie, ze ostatnie kilka lat ryzykowalas nie potencjalnym macierzynstwem a gabczastoscia mozgu i zyciowa roslinnoscia. Mialam krotki napad furii, ale na szczescie w okolicy byla pielegniarka i sytuacja jest juz pod kontrola. Potem pobilam Guru. Cos/kogos pobic musialam, a Guru sie zgodzilo zostac pobite w imie medycznej niesprawiedliwosci. A potem kupilo mi sorbet z mango i papaja wiec juz zycie bylo lepsze. A potem Maman mi powiedziala - bardzo zreszta slusznie - ze duzo lepiej jest wiedziec niz obudzic sie za kilka lat w szpitalnym lozku z niemozliwoscia ... no wlasnie, moze lepiej sie nad tym nie zastanawiajmy. Na dodatek jeszcze przyszla Anita i tak swieta trojca panujaca nad moja rownowaga psychiczna i ogolnym zdrowiem mentalnym zostala dopelniona. I Anita wiedziala jak mnie podejsc, poniewaz po obejrzeniu szesciu ton ulotek o potencjalnych alternatywach dla osob w mojej niecodziennej sytuacji stwierdzila, ze 'to wlasciwie sie jej wydaje kuszace' - chrzanic dwuskladnikowe pigulki. I sie razem smialysmy, wiec bylo dobrze.
Zabilam swoj angielski telefon. Nawet nie bede opowiadac. Po prostu zalozcie ze byla to najbardziej kreatywna metoda morderstwa na telefonie. Swoja droga kto mnie kiedys oklamal mowiac, ze nokie przezyja wszystko? Oliwy z oliwek i karczochow nie przezywaja na pewno... Nie pytajcie o szczegoly.
sobota, 9 maja 2009
Twilight
Ostatni tydzien obijalam sie internetowo i tylko internetowo. W kazdej innej sferze zycia raczej nie mialam ani chwili na zastanowienie. Najbardziej wbrew pozorom ucierpialam na tym ja sama. Ale, jak mawiaja madrzy ludzie - zlego diabli nie biora, wiec powracam. Jeszcze moze nie w wielkim stylu, ale z jednym napisanym esejem, jednym egzaminem za soba, wizja na projekt na temat frekwencji wyborczej i z wizja na prezent dla Guru. Ile z tych mrocznych planow wyjdzie tak, jak bym chciala? To sie wszystko okaze.
Upadlam filmowo i obejrzalam Twilight. Nie bede komentowac. Usmialam sie bardzo. A najbardziej z tego, jaki ten film byl smiertelnie (nomen-omen) powazny. I potem z tego, ze ktos sie serio pod nim podpisal. Jak widac zycie nawet na progu sesji zaskakuje. Jedynym wytlumaczeniem tego fenomenu (fenomenu przyznania sie z imienia i nazwiska do scenariusza) jest strajk scenarzystow jaki mial miejsce ponad rok temu w USA. To wiele tlumaczy i wydaje mi sie, ze wiem jak wygladaly skrypty dialogow: "Talk shit" jak jedyna wskazowka dla ogolnej improwizacji. A potem "Talk some serious shit" w koncowych scenach. Niech zyje improwizacja. Szkoda ze ona sprawdza sie tylko w przypadku, kiedy akompaniuje jej dobre aktorstwo. Inaczej wychodzi katastrofa, ktorej nawet wampirze mroki i bejsbol nie przyslonia (swoja droga - wampirzy bejsbol wyglada w praktyce dokladnie tak absurdalnie jak brzmi z nazwy). Panna Glowna Bohaterka bolala mnie w kazdej scenie - pretensjonalna od chevroleta ktorym jezdzila po jej 'glebokie' jak wampirze trumny przemyslenia. Szczegolnie podobaly mi sie te o smierci na koncu, kiedy 'zawsze zastanawiala sie jako to jest umierac'. Oooooch, widownia drzy ze wspolczucia. Lub z niecierpliwosci kiedy sie ta tandetna skonczy. Plus te czerwone jablka, uciekajace lanie i inne sugestie mniej subtelne. Ale za to pan Cedrik Diggory (wybaczcie, pozna pora mam gorsza pamiec do nazwisk) dobrze obstawil - wszystkie malolaty swiata chca go miec na wlasnosc. W koncu kto nigdy nie marzyl o brokatowym chlopaku bez tetna? To po prostu uwspolczesniony rycerz w lsniacej zbroi na bialym koniu, ktory wyrwie nas z marazmu dnia codziennego. A potem bedziemy z nim lezec na laczce i trzymac sie za raczki. Brawo Cedriku - Ty sie juz kolacja jutro martwic nie musisz - zaraz Cie wyprodukuja z pluszu i bedziesz po nacisnieciu w brokatowy brzuszek piszczal: "Umiem przeczytac mysli wszystkich, tylko nie Twoje" albo "Lew zakochal sie w owieczce" lub "Teraz jestes moim zyciem". Mialam nie komentowac, ale przyznam ze czasem jest sie trudno powstrzymac. Chcialabym moc napisac, ze drugiej czesci na pewno nie zobacze, ale niestety akcja dzieje sie w Volterze, wiec milosc do Toskanii najpewniej wygra z moja niechecia do nastoletnich wampirow o super-mocach.
Dobranoc.
niedziela, 3 maja 2009
Udaje
Guru mysli, ze sie grzecznie ucze ale prawda jest taka, ze jakos nie moge sie zebrac w sobie. Slonce mnie rozprasza i wolalabym pojsc na spacer niz zastanawiac sie nad tym dlaczego coraz mniej osob chodzi glosowac we wspolczesnych demokracjach.
Zamiast tego udaje, ze sie ucze hiszpanskiego i nawet udalo mi sie dzieki temu udawaniu zrozumiec troszke wiecej niz na samych lekcjach. Tylko Moony'ego brakuje, zeby mnie przepytal... Och trudno.
Sni mi sie ciagle, ze nikt mnie nie lubi. Co na to Freud? Ide zapytac najblizszego psychologa. Moze porzuci te nudne statystyki i wezmie mnie na spacer?
środa, 29 kwietnia 2009
Elfie wieloryby
Wydaje mi sie ze za sciana Katy chrapie, ale pewnosci nie mam. To moga byc tez powoli przemykajace auta za oknem - w koncu to jest serial Olga w Wielkim Miescie.
Zly jest ten tydzien. Ma dopiero dwa dni a juz trzy osoby w moim towarzystwie sie smucily. Powodow byla masa i az dziw ze w trzech osobach tyle niepewnosci, smutkow i zalu sie moze zmiescic. Wszystkich bym chciala utulic najszczerzej i najlepiej jak potrafie, ale wciaz jeszcze nie wymyslono maszyny, ktora przesyla przez internet uczucie przytulania. Mysle, ze to by byl duzo lepszy wynalazek niz webcamy.
A na koniec informacja dnia: wieloryby jak elfy. Tego, ktory wytlumaczy o co chodzi czeka nagroda. To byl naprawde ekscytujace wniosek i moral z opowiesci Oscara. Ktos je swoja droga powinien spisywac.
czwartek, 23 kwietnia 2009
Czas plynie
Ale o tych nie piszemy. Zreszta ze smutkiem zawiadamiam, ze nie ma co pisac... To sie zmieni w najbliszych dniach i tygodnach. Sesji moze w tym roku jako takiej nie mam, ale zeby chociaz zachowac pozory przyzwoitosci pisze dwa eseje. I ot cala sesja.
Ucze sie tez subjuntivo, bo moze mi sie przydac w Kraju Baskow gdzie sie wybieram latem. Chociaz oni tam sobie gadaja po baskijsku. I strzelaja do wszystkich wokol. Coz, az szkoda ze nie jade z Walijczykiem bo taki by sie moze dogadal. Ja natomiast trafilam na pol-chochlika z Kornwalii (ale mentalnie z Devon) i oni generalnie mrucza pod nosem w zadnym ogolnie i oficjalnie uznanym jezyku. Ok, to moze troszke nieprawda - jade z Brytyjczykiem, ktorego opatrznosc obdarzyla cala masa talentow, ale jezyki obcem mu dane nie byly wiec posluguje sie tylko mowa Szekspira. Za to jak sie posluguje! (to jest notka poprawna politycznie - nidgy nie wiadomo kto sobie zechce tego bloga potlumaczyc i przekazac dalej np. do Devon).
V sprawdza sie pieknie i wszyscy go podziwiaja. Jednak nie ma jak fioletowy laptop. Wczoraj poszlam z nim na spacer i rozpakowujac go zauwazylam jak mi pieknie pasuje do mojej fioletowej torebki. Zycie jest piekne.
A Maman na wsi i probuje sie odciac od swiata. Swiat podobno dzwoni ok. 18 razy dziennie. Witamy w XXI wieku.
środa, 15 kwietnia 2009
Inwazja minela
Oni wylecieli w czwartek, a w piatek popoludniu ponad dwie godziny staralam sie dostac do Krakowa (autostrada! Ha!) zeby odebrac szanowne Guru (rowniez znane w czasie tej przerwy swiatecznej jako Chico Latino). Guru przylecialo do mnie ze slonecznej Hiszpanii gdzie to oczywiscie oddawalo sie przyjemnosciom morsko-powietrznym. Mnie nie pytajcie. Tutaj natomiast wiatr je przywial zeby poznalo moja rodzine. Rodzina Guru nie zjadla, a Guru jak prawdziwy wegetarianin nawet sie jedzeniem rodziny nie interesowal. Ciciki tez Guru nie zjadly, co najbardziej ucieszylo chyba Maman, bo jednak kocie wlosy mozna odkurzac dwa razy dziennie a i tak zostana. Wielkanoc wiec uplynela nam angielsko i mobilnie, bo zwiedzilam znowu troszke polski i to jako kierowca (raz nawet bez prawa jazdy).
A teraz teoretycznie ucze sie hiszpanskiego. W praktyce mysle o swoich nowych butach i nowej sukience. O nowej, pieknej bieliznie tez mysle. Zycie jest dobre, mimo ze portfel mam jakby lzejszy po dzisiejszym wypadzie do Katowic.
Mam Photoshop Elements i mnie to cieszy ogromnie. Mam tez piekne zdjecie Cicika na ktorym jestem ja i Guru. Oto ono:
środa, 1 kwietnia 2009
22 i V
Tak moi drodzy - ten post jest pierwszym pisanym na zupelnie innym, wciaz jeszcze nie-oswojonym laptopie. Mam viste, mam vaio i az by sie chcialo powiedziec, ze to cudo jest w kolorze violet, zeby mi z tymi wszystkimi 'v' pasowalo. Chyba wlasnie wpadlam na pomysl - nazwe go 'V' i tyle. Purple Haze bylo za dluga nazwa.
Cicius siedzi na stole i patrzy na mnie wyczekujaco. Coz, moze i sa moje urodziny, moze i mialam tort w ksztalcie torebki od Louis Vittona (beda zdjecia), ale mamusiowe obowiazki czekaja - trzeba marude polozyc spac.
niedziela, 29 marca 2009
Update wiosenny
Czekam na wiosne. Troszke sie czuje jakbym cofnela sie w czasie. Bristol opuszczalam zadowolona i swiecilo mi w tle slonko (choc na bardzo na wschodzie, bo nie bylo jeszcze siodmej rano). Maman i Guru pomimo bariery jezykowej sie dogadali i z obu stron otrzymuje opinie, ze sie polubili i zrobili na sobie pozytywne wrazenie. I efekty tego sa takie, ze Guru jak juz tylko znudzi mu sie slonce hiszpanii i wietrzne costa del sol zawita na Wielkanoc w Polsce. Bede miala wegetarianska wielkanoc. Brzmi jak wyzwanie.
Mam piekna brzoskwinie w domu. Chociaz Moony mi mowi, ze bardziej przypomina beze lub canelloni. Jedno jest pewne - jest urocza. A w czerni prezentuje sie rownie pieknie jak we wszystkim innym:
poniedziałek, 16 marca 2009
Weekendy sa super
Bylam tez wczoraj w ciemni i wywolywalam film po ponad dwoch latach. Wyszedl mi w sumie weekend powrotow na stare smieci w nowych odslonach. Okazalo sie, ze nie tylko guru lubi fotografie, ale i fotografia lubi guru. Jak na kogos kto byl drugi raz w zyciu w ciemni zachowywal sie niesamowice pewnie, co mnie niestety na poczatku rozbilo i wytracilo z rownowagi i (jak sie okazalo zupelnie falszywego) poczucia wyzszosci. Zycie mi pokazalo, ale na szczescie pokazalo w dosyc przyjemny sposob, ze jeszcze przede mna wiele niespodzianek. Glownie na temat mojej wlasnej osoby i samo-postrzegania.
Jednak NEWSem weekendu jest jego koniec: wraz z koncem weekendu przychodzi czas ze mozna powiedziec iz moja najlepsza i najukochansza Maman bedzie tutaj juz pojutrze!
środa, 11 marca 2009
Ide na bal
Ide na bal i osobiscie ma zamiar sie dobrze bawic. A reszta swiata mnie moze cmoknac ewentualnie w moje male, sliczne uszy.
Za 11 dni do domu. Dobrze, bo Anglia w calej swojej wiosnie i atrakcyjnosci jednak momentami bywa meczaca.
wtorek, 10 marca 2009
Grad i nic-nie-robienie
Wczoraj za to bylam na plazy (chor krzyczy"znowu?!"). Wialo jakby sie cala wioska powiesila a na dodatek z nieba wypluwalo zaby, ryby i inne krowy morskie, przekladane od czasu do czasu gradem. A guru i spolka fik do wody i juz ich nie bylo. Na swiecie jest cala masa popaprancow i wcale mi to nie przeszkadza. Pytanie brzmi kto jest bardziej szalony - oni w tych warunkach w wodzie czy ja, jadaca dla towarzystwa? Nie odpowiadajcie prosze. To bylo swietne popoludnie.
A kiedy na chwile przestalo lac zrobilam w sumie 6 zdjec i nie wyszlo tak naprawde ani jedno - palce mi zdretwialy zanim zdazylam cokolwiek w aparacie nastawic.
niedziela, 8 marca 2009
Let me in the sound
Jeszcze nie mam zdania na temat nowej plyty, bo przesluchalam tylko raz i teraz czytam teksty. Ale juz kilka elementow mnie poruszylo, kilka razy poczulam ze jestem w muzycznym domu i kilka rzeczy spowodowalo ze sie usmiechnelam. U2 to moj slodki grzech muzyczny - pierwszy zespol na ktory tak naprawde zwrocilam uwage, pierwsza muzyczna szczera milosc jak sie po latach okazuje, bo po raz kolejny szlam kupic nowa plyte jak na skrzydlach i z wielka mieszanka radosci i niepewnosci. Ludzie sie smieja, ze to grupa ktora do reszty mojej muzyki nie pasuje. Nikt jeszcze mi nie powiedzial dokladnie dlaczego. Kto wie czy bym sluchala Floydow gdyby nie moja (teraz smieszna) fascynacja bardzo przecietnym kawalkiem Elevation. Przypomnijcie sobie Bono zawieszonego w miejscu i czasie - "At the corner of your lips, is the orbit of your hips".
Na poczatek singiel "Get on Your Boots" - wcale nie taki "Pop" czy Zooropowy jak by sie na poczatku wydawalo:
The future needs a big kiss
Winds blows with a twist
Never seen a moon like this
Can you see it too?
Night is falling everywhere
Rockets at the fun fair
Satan loves a bomb scare
But he won’t scare you
Hey, sexy boots
Get on your boots, yeah
You free me from the dark dream
Candy floss ice cream
All our kids are screaming
But the ghosts aren’t real
Here’s where we gotta be
Love and community
Laughter is eternity
If joy is real
You don’t know how beautiful
You don’t know how beautiful you are
You don’t know, and you don’t get it, do you?
You don’t know how beautiful you are
That’s someone’s stuff they’re blowing up
We’re into growing up
Women of the future
Hold the big revelations
I got a submarine
You got gasoline
I don’t want to talk about wars between nations
Not right now
Hey sexy boots
Get on your boots, yeah
Not right now
Bossy boots
You don’t know how beautiful
You don’t know how beautiful you are
You don’t know, and you don’t get it, do you?
You don’t know how beautiful you are
Hey sexy boots
I don’t want to talk about the wars between the nations
Sexy boots, yeah
Let me in the sound
Let me in the sound
Let me in the sound, sound
Let me in the sound, sound
Meet me in the sound
Let me in the sound
Let me in the sound, now
God, I’m going down
I don’t wanna drown now
Meet me in the sound
Let me in the sound
Let me in the sound
Let me in the sound, sound
Let me in the sound, sound
Meet me in the sound
Get on your boots
Get on your boots
Get on your boots
Yeah hey hey
/Get on You Boots by U2/
wtorek, 3 marca 2009
niedziela, 1 marca 2009
Devon, (u)rodziny, guru i latawce
Poznalam zycie codzienne/rodzinne guru i zadziwilo mnie jak latwo i przyjemnie na ten weekend stalam sie jego czescia. Traktowano mnie jak dobra znajoma, a kiedy dolaczyl do nas brat guru i plakalismy przy lunchu wszyscy ze smiechu, to sie upewnilam w swoim przekonaniu, ze chyba mnie wszyscy polubili. Pies mnie tez polubil, chociaz mialam wrazenie ze co jakis czas patrzyl na mnie dlugo i wnikliwie a potem na Charlie'ego i pytal: "Co to mi tutaj przywiozles, hm? Co to za porzadki? Dziwne to-to strasznie, ciagle do mnie gada i to jeszcze w jakims obcym jezyku..."
Nawet na urodziny sie zalapalam, ale historia z nimi zwiazana jest za dluga na wszelkie opisy mniej lub bardziej literackie. Prezent dla kogos kogo sie nie zna to trudne zadanie, ale mnie sie udalo zrobic praktycznie sztuke i to sztuke komediowa. Musicie mi uwierzyc na slowo, bo wiecej tu nie napisze.
A teraz ide spac, bo odpadaja mi rece i nogi. Guru dopielo swego, uparlo sie jak tylko ono potrafi, zabralo mnie na plaze i dalo do reki latawiec, ale nie byle jaki bo bardziej przypominajacy paralotnie. Dostalam uprzaz, latawiec, instrukcje, wsparcie, wiatr i krotka (za krotka!) demonstracje od samego guru. Podobno latawce mam we krwi, bo szlo mi bardzo dobrze jak na kogos kto sie na tym w ogole nie zna. Coz... jesli jutro jeszcze bede umiala ruszac rekami, to moze sie zdecyduje w to zabawic raz jeszcze.
Ktoregos pieknego dnia beda z tych wszystkich szalenstw nadmorskich zdjecia. Ale to pewnie po esejach.
czwartek, 26 lutego 2009
Popychanie z Mostow
Powtorze sie, ale swiat mnie musi kochac, skoro jeszcze nikt mnie nie zepchnal z najblizszego mostu. A jesli mnie nie kocha to jest na tyle rozsadny ze sie nie zbliza za bardzo.
Dzis weszlam w ostatnia faze i poryczalam sie ogladajac House'a. I House sie dawno skonczyl a ja siedzialam z chusteczkami i cale swoje zycie przeanalizowalam, z kazda minuta myslac ze zaraz sie odwodnie. Rozsadek (zwany w tym stanie potocznie hormonami) podpowiedzial mi, ze rozwiazaniem beda dobre lody czekoladowe i zjadlam pol kubelka... Dobrze, ze w kwestii jedzenia miewam bardzo rzadko wyrzuty sumienia, bo sama bym sie musiala zepchnac z mostu.
Byle do piatku.
(juz sam fakt, ze mialam ochote cos napisac i moze udalo mi sie wcisnac w to pisanie troszke autoironii jest dobry).
poniedziałek, 23 lutego 2009
Barcelona, Oscary i eseje
Na razie srednio sie jestem w stanie wyslowic w ojczystym jezyku i slowo 'factor' mnie dzisiaj rozlozylo lingwistycznie, bo nie mialam najmniejszego pojecia jak je przetlumaczyc, zeby oddac sens. Wstyd i ganba, bo zalegla na bezprzewodowym Skype cisza i cale 1600 km jakie mnie dzielilo od drugiej strony az wibrowalo wstydem. Nie podpowiadajcie mi, bo juz sama wiem.
Oscary wlasnie zaczeli rozdawac. Ja na razie niestety wiem tylko co, kto ma ubrane. Kate Winslet na granatowo, Sarah Jessica Parker w bieli (podobno to hit czerwonego dywanu w tym roku), Brad i Angelina w klasycznej czerni. A Anne Hathaway w bizuterii wartej milion dolarow. Kryzys finansowy nie dosiegnal podobno Hollywood. A za chwile Hugh Jackman wkroczy na scene i bedzie sobie miejmy nadzieje radzil z trudnym zdaniem prezentera. Och, to wszystko jest bardzo ekscytujace.
Jeszcze w tytule sa eseje, ale wolalabym pisac o ciasteczkach. Eseje jednak napisane byc musza i nic mnie nie usprawiedliwa. Omawiam czynniki wplywajace na zmiany poziomu politycznej tolerancji wobec homoseksualnych mniejszosci w Stanach. Jest ktos chetny do pomocy?
A na koniec kotka ktora spotkalam na spacerze wczoraj. Swiatlo bylo piekne, modelka chetna do wspolpracy i czesc zdjeci wyszla zadowajalaca. Wiosenne slonce jednak nie ma sobie rownych.
czwartek, 19 lutego 2009
Muzyczny jez
(a swoja droga, to prosze bardzo dla wszystkich mniej zorientowanych: klikamy tutaj i podskakujemy z podniecenia)
Udzielilam swoich nog do sesji zdjeciowej i kolana nie bede mnie za to jutro lubic. Reszty tez udzielilam, ale nie musialam nadwyrezac za bardzo. Zobaczymy jakie tego beda efekty - na razie nie mam zielonego pojecia.
Za miesiac Maman przyjezdza, czyli juz prawie bedzie wiosna. Za oknem dzisiaj co prawda bylo szaro, ale ja sie nie dam zmylic - mam na kominku piekne, fioletowe tulipany i one mi przypominaja, ze juz niedlugo.
Och i jeszcze jedno - jedzcie paczki!
niedziela, 15 lutego 2009
Dawno obiecane
(zawsze chcialam napisac tego typu notke i zobaczyc czy potrafilabym to zrobic na powaznie. eksperyment mozemy uznac za udany - brzmie jak siksa i usmialam sie z tego przednio. ratunek jak widac jeszcze mi nie jest potrzebny)
środa, 11 lutego 2009
wtorek, 10 lutego 2009
Pijemy, gramy i uczymy sie
Gramy z guru w otwarte karty. A przynajmniej guru tak lubi myslec, a ja laskawie pozwalam guru tak myslec. Guru jest zadowolone, ze osiagnelo swoj cel i dumne, ze osiagnelo go w swoj sposob i dzieki swoim niesamowitym umiejetnosciom, a ja kiwam do siebie grzecznie glowka i doskonale wiem kto wygral naprawde. Guru otwiera karty, mysli ze ja otwieram swoje a tak naprawde ja mam kieszen i rekawy pelne asow i jokerow. I wszyscy odchodza zadowoleni. Zwiazki miedzyludzkie (we wszystkich swoich formach, barwach i odmianach) sa pouczajace.
Bede dzisiaj w lozku przed polnoca. Musialam poswiecic House'a zeby pojsc spac. Ale koldra jest lepsza od House'a kiedy sie jest zmeczonym.
Obiecuje oficjalnie i bardzo eksihicjonistycznie ze jutro sie bede uczyc. Bo dzis sie udzielalam od rana do wieczora towarzysko i moja wiedza polityczna nie przytyla nawet o miligram.
sobota, 7 lutego 2009
Postanowienia blogowe
A teraz ide zobaczyc jak sie miewa cialo znalezione na podlodze w kuchni dzis rano. Przyznam, iz bylo bardzo tajemnicze.
środa, 4 lutego 2009
wtorek, 3 lutego 2009
Snieg w Anglii i nikt o niczym innym nie mowi
Gdyby nie to ze jest prawie pierwsza nad ranem, to napisalabym wiecej ale rozsadek wola o sen. I slusznie. Spanie jest wazne.
Moony! Napisz mi jak Ci chemia poszla - nie zostawiaj mnie wielkiej niewiedzy.
A jutro moze ulepie jakiegos balwanka zeby uczcic angielski snieg. Swoja droga, to jest bardzo podobny do naszego rodzimego.
sobota, 31 stycznia 2009
Przeprowadzam sie intensywnie
Problem re-emigracji sie rozwiazal z samego rana po ostatniej notce. Ryanair nie bedzie od konca marca oferowal polaczenia Bristol-Katowice. Zostalismy zeslani do Krakowa na pomaranczowe EasyJety. I wbrew pozorom nie narzekam - dodatkowe piec kilo bagazu jest wlasciwie nagroda, a nie kara. Tym bardziej, ze ceny podobne. Ale jakis smutek zostaje - mialam tak blisko na lotnisko. Guru pojechalo do domu i mi nie moglo pomoc sie przeprowadzic. Ale morze wzywalo guru bardzo i nie bede sie z morzem mierzyc. Tym bardziej ze przeprowadzanie sie wcale nie jest az takie kuszace. Efekty sa za to niesamowite. Mam teraz tyle miejsca ze moge sie turlac po podlodze. I sie turlam w przerwach w rozpakowaniu. A w wolnym czasie od turlania spedzam caly czas z Oscarem i Anita i jest tak, jak bylo w St.Clare's. Tylko pana Lazdy brakuje. Chyba napisze do niego na Facebooku zeby pozbieral swoj genialny tylek na swoj genialny motor i wpadl do nas, bo jest swietnie.
Mam Total Film a na okladce jest Wolverine. Zycie jest dobre. Mam tez niestety katar, ktory juz prawie zniknal. Po raz kolejny stara zasada reklam 'Zywca' sie sprawdzila - 'prawie' robi wielka roznice.
środa, 28 stycznia 2009
360 stopni
(sarkazm rzeczywiscie nie dziala w pismie...)
Wesole jest zycie zainteresowanych polityka. Ameryko nadchodze. Chcialam jeszcze dodac, ze to jest czytanie pt. 'Wprowadzenie do przedmiotu' czyli zadne konkrety i nic przerazajacego. Boje sie popatrzec w program co bedzie potem.
Dlaczego nie moge sobie po prostu usiasc z chipsami i sokiem jablkowym przed piatym sezonem House'a?
Nowe zeszyty mnie za to bardzo cieszyly - to wielki plus nowego termu i nowych przedmiotow... Hmm... Patrzac na sterte czytania na moim lozku to zeszyty sa chyba jedynym plusem jaki mi teraz przychodzi do glowy.
Co sie stalo z Ryanairem w kwietniu? Czyzby wszyscy nagle postanowili wyemigrowac ponownie? Re-emigracja czy co?
wtorek, 27 stycznia 2009
8.52 rano
Poczta z Anglii do Anglii idzie mniej wiecej tyle samo ile z Anglii do Polski (i odwrotnie). Witaj Unio Europejska - w tym sensie wszyscy jestesmy jednym krajem. Mialam dzisiaj o dziewiatej rano prezentacje z hiszpanskiego. Obudzilam sie, spojrzalam na radio a tam... 8.52. Witajcie w swiecie zle nastawionych budzikow. Jaki przezylam piekny poczatek nowego termu. Dzieki temu okazalo sie rowniez, ze wszystko da sie zrobic w biegu - ubrac sie myjac zeby, myc zeby zakladajac buty, zakladac buty i scielic lozko, scielic lozko i biec na zajecia (to ostatnie dopiero bylo trudne!). Nauka plynie z tego poranka taka, ze musze uwazniej nastawiac budzik, najlepiej patrzac na to co robie.
Poza tym bede chodzic spac przed 24.00. Ale to dopiero od jutra, bo dzis juz na to nie ma szans ze wzgledu na dalekosiezne zarowno czasowo jak georgaficznie plany.
Planujemy mrocznie mieszkanie. Juz sie nie moge troche doczkekac przyszlego roku.
niedziela, 25 stycznia 2009
Dla Moony'ego
Zrobil OscillatingGibbon.
Mam Mozille Firefox i w ogole nie rozumiem co sie dzieje... Ale na razie ten ryzy lisek zgadl wszystkie adresy internetowe jakie chcialam odwiedzic.
Spedzam dzisiaj dzien ze soba. I z House'em. A potem moze jakies kino.