Jak wiadomo wszystkim, ktorzy znaja mnie troche blizej jestem kopia mojej Mamy. Na ile udana to sie dopiero okaze w przyszlych dekadach mojego zycia. Na razie wiadomo, ze ludzie pytaja czy jestesmy siostrami, a niektorzy do teraz nie moga uwierzyc jakie jestesmy podobne. Podobno to wrazenie tylko sie nasila, kiedy poznaje sie moja Mame. Anita mowi, ze wtedy "wszystko staje sie jasne". Ewan podobno nie mogl sie nadziwic jakie jestesmy podobne, gdy nas kiedys spotkal. A ktos kiedys powiedzial, ze to "straszne" jaka jestem podobna. Sama mialam tego przeblysk tego lata, kiedyy robilam rodzicom zdjecia i na jednym Mama wyglada zupelnie jak ja. A moze to ja wygladam jak ona?
Jedno jest pewne - podobienstwo fizyczne jest i trudno temu zaprzeczyc. Jednak w ciagu ostatnich paru tygodni (nie bedac ani przez chwile w domu) znalazlam kolejna ceche wspolna miedzy nami. Ile razy bylam na zakupach, tyle razy zapominalam swojej przygotowanej wczesnie pieczolowicie listy z cala masa rzeczy do kupienia. Podejrzewalam to juz od jakiegos czasu, ale dopiero w tym roku, kiedy zakupy spozywcze musze robic i to dosc konkretne (jesli mam jakies plany na kolacje) zauwazylam, ze listy robie i jak Mama... zostawiam je dokladnie tam, gdzie dopisalam na nich ostatni element. Moze podobienstwa rozszerza sie tez o zdolnosci kulinarne. Bardzo bym chciala. Chociaz usmialam sie dzis przednio kiedy po zakupach spotkalam moja kartke z lista na stole w kuchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz