Napisalam esej! I teraz jestem mroczna, niesamowita i moje ego jest wielce podbudowane, bo to nie jest zly esej. Moze nie jest tak dobry jak moj slynny esej o Leninie, ale w porownaniu z oczekiwaniami jakie wobec niego mialam, to jestem zachwycona tym, jak wyszedl. Eseje sa troszke jak psy rasowe na wystawie - trzeba realistycznie podejsc do wartosci jaka soba przedstawiaja i do niej dostosowac poziom swojego zadowolenia. (to chyba najgorsza metafora jaka kiedykolwiek wydalam na swiat blogowy).
Wlasnie sie rozejrzalam po swiecie ktory mnie otacza (tym najblizszym swiecie) i stwierdzilam ze pisanie esejow nie sprzyja utrzymywaniu porzadku. Szafa mi sie wysypuje (zwalam to jednak na jej miniaturowe rozmiary, a nie na nadmiar ciuchow, jak sugeruja niektorzy). Poza tym wypelzla tez na lozko i fotel, ktory jest najdalej od niej oddalonym elementem pokoju. Niedobrze. Iloscia luzno lezacych po pokoju kartek pewnie mozna by zalesic male pole, a ksiazki sa nawet w umywalce (wstalam zeby sie uczesac przed sniadaniem i w chwili utraty rozumu wszystko zostawilam kolo umywalki wychodzac z pokoju). Jedna z ksiazek smierdzi benzyna, wiec lezy na parapecie za oknem i tam chyba juz zostanie. Reszte grzecznie posprzatam i to bedzie pierwszy, jeszcze odlegly o 6 dni od tego prawdziwego, etap pakowania.
Zjem sobie teraz ciacho bananowe, a kto wie moze i z radosci kupie sobie buty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz