Powinnam pisac esej o racjonalizmie i pluralizmie, a zamiast wstukiwac "Mancur (swoja droga co to za imie?) Olson" w google, wstukuje "kolej trans-syberyjska".
Czyli mysle o wakacjach i jak zwykle o tej porze roku jestem zdezorganizowana. Bardzo lubie te miliony planow na sekunde, ale wiem z realistycznego punktu widzenia, ze tylko czesc zostanie sfinalizowana. I ze niektorych procesow sie nie da absolutnie przyspieszyc, wiec moge tylko podskakiwac z niecierpliwosci. Ale i oczekianie i wyszukiwanie sprawia mi przyjemnosc. Na dodatek do tego stopnia ze esej stanal w punkcie nie tylko martwym, ale juz zimnym. Biblioteka nie pomogla stwierdzajac, na moje pytanie o pewna ksiazke, ze "gdzies jest". "Gdzies jest" tez na amazonie, ale od tego mam biblioteke zeby mi pomagala w nauce. Przynajmniej z teoretycznego punktu widzenia. Bo w praktyce po prostu stracilam czas i ochote na pisanie eseju.
Wole czytac o Iranie.
Czytam tez "Bastion" i w zwiazku z tym od tygodnia mam same przerazajace sny. Co noc ktos umiera i co noc sie budze, cieszac sie ze to tylko sen, bo uczucia w koszmarach absolutnie niczym nie roznia sie od tych w rzeczywistosci. I dlatego jestem zdania, ze jednym z najpiekniejszych ziemskich doswiadczen jest ulga po przebudzeniu sie z wyjatkowo okropnego snu. Rzeczywistosc moze byc lepsza od calej masy wizji.
Chcialam jeszcze dodac, ze lubie zycie mimo ze ono sie czasem bardzo stara zeby bylo inaczej, zrzucajac na mnie eseje. A poza tym mam Toblerone. I plany na przyszlosc. I dwa oczka (a nie cztery jak do niedawna). Teraz juz sobie ide.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz