Nic się nie
martwcie – jeszcze nas stąd nie wywiało. Co prawda wiało tak, że były spore
szanse na wywianie przez dosyć szczelne okna, ale jesteśmy wciąż tutaj. Wśród
ofiar jest płot sąsiadow i jedna wielka topola w parku.
Przez chwilę nas
nie było, bo byliśmy w Brukseli gdzie uczyliśmy się o mediach społecznych i o
tym, jak w całej Europie ludzie chcą słuchać i są Europą zainteresowani.
Problem polega na tym, że Europa jest (jak większość instancji sprawujących
funkcje państwowe) wciąż nastawiona na nadawanie a nie nasłuchiwanie. Nawet
poskładałam na ten temat Power Pointa, ale nie będę się nim z Wami dzielić. Nie
żeby Was nie zanudzać (Power Point z ilością slajdów większą niż cztery jest nieudaną
prezentacją: mój miał trzy), ale dlatego, ze to wymaga osobnego posta. Jeśli
nie osobnej podstrony na tym blogu gdzie tego typu wątpliwa twórczość będzie
zamieszczana.
Październik mi
umknął szybciej niż się spodziewałam i lista osiągnięć w nim wygląda
nastepująco:
- utrzymałam przy życiu (z armią weterynarzy i wsparciem z całej Europy) Łysą Małpkę (patrz post poniżej)
- przetrzymałam i dożyłam końca Ery Węgierskiej w pracy. Praktycznie z dnia na dzień biuro opuściła głowna siła sprawcza i teraz jestem jeszcze bardziej sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem niż byłam wcześniej
- miałam ze dwa lub trzy dobre pomysły
- zrobiłam tarte jabłkową
- ożywiłam swojego Tumblr’a, głownie ze względu na brak innych opcji fotograficznych w ostatnim miesiącu (o tym kiedy indziej)
- zaprzyjaźniłam się z 27 osobami reprezentującymi KAŻDĄ stolicę Unii Europejskiej. Miejskie weekendy nigdy wcześniej nie wyglądały tak kusząco
Na koniec ściana
krawatów z SuitSupply w Brukseli:
1 komentarz:
Jak się okazuje, miesiąc był owocny. Takie życie w pigułce: i smutek, i radość, i troska, i nowe znajomości, i nowe sytuacje, nowe orientacje (jak śpiewał Grześ Ciechowski). I nawet cię wywiało i przywiało z powrotem. Na nudę narzekać nie możesz. A Łysa Małpka na łysą wygląda średnio:))))
Prześlij komentarz