Świat poszedł już dawno naprzód, ale wszystko wskazuje na to, że do mety mu jeszcze daleko. Będzie parł do przodu aż wszyscy zgłupiejemy od ilości danych do przetworzenia, przestaniemy komunikować się z ludźmi w realu, wyleczymy raka i dolecimy na krańce naszej galaktyki. Właściwie nie, nawet jeśli to wszystko się stanie on i tak będzie szedł naprzód. Chociaż... podobno gdyby go rozpędzić to zacząłby się cofać, ale to jest fizyczna jazda bez trzymanki, którą wyjaśnić państwu mogą spece od teorii względności, nie ja.
W moim życiu pójściem do przodu pod wieloma względami jest to, że swoją pracę mogę wykonywać gdzie chcę. Odpadają właściwie tylko miejsca takie jak - obce planety, puszcza amazońska, samoloty odrzutowe większości (ale nie wszystkich) linii lotniczych, tunele pod Kanałem La Manche* i biuro E.1036 pod numerem 32 Smith Square w Londynie. Cała reszta świata wydaje się mieć chociaż jeden sposób w jakim można podłączyć się do globalnej sieci, zatem mogę tam wykonywać swoje obowiązki zawodowe. Do obowiązków tych należy wszystko co związane z mediami społecznymi dla agencji Dużej Ponad-Narodowej Instytucji znajdujących się w Londynie, ale o tym kiedy indziej.
Poprzednie moje role w życiu wymagały biurka, segregatorów, pieczątek i wiecznie nieobecnych Skandynawów. Zasypana stertą papierów goniłam ludzi, odbierałam telefony i oglądałam jak ustawione są krzesła w sali konferencyjnej. Teraz potrzebuję internetu i narzędzia, które mnie z nim podłączy. Laptop jest najłatwiejszy, ale coraz częściej pracuję w autobusie używając tylko telefonu. Ba! Twitter jest bardziej przyjazny w ruchu - tego na komputerze wciąż nie rozpracowałam. Co za tym idzie kiedy mam dość biurowej atmosfery ze względów mniej czy bardziej trywialnych, pakują manatki i siadam w kawiarni. Albo na totalnego luzaka - nie wychodzę w ogóle z domu. Zaopatrzona w herbate na hektolitry, muzykę tak głośno jak mi się podoba i totalną wolność wyrażania opinii na temat wszystkich naszych komentatorów na facebooku, robię dokładnie to samo co robiłabym w biurze.
To nie jest kwestia tego, że nie lubię chodzić do biura. Na pewno nie przepadam za powrotami z niego, bo tłok w metrze nie pozwala nawet na wyciągnięcie z torebki chusteczki do nosa (smarkamy po cichu w płaszcz współpasażera). Czasem jednak atmosfera w nim nie sprzyja pracy. Ale też czasem samotność przez cały dzień działa dołująco a nie motywująco. Gdybym miała wybierać to zawsze wybrałabym dowolność w wyborze mojej lokalizacji w pracy. Życie bez biurowych plotek nie jest takie samo. Czasem jednak trzeba przysiąść w swojej motywującej samotni i coś osiągnąć.
Na koniec tej rozprawki niech będzie moje biurko z dzisiaj, na którym znajdują się wszystkie elementy niezbędne do osiągnięć zawodowych:
1 komentarz:
Piękna kompozycja! Taka... miękka.
Prześlij komentarz