Pogoda próbuje nas wywiać (albo wypłukać) z Anglii ale my się nie dajemy. Najwyżej będziemy budować arkę ze wszystkich otrzymanych na Świeta butelek whisky i rumu. Wypijemy je, wypełnimy powietrzem i opatulimy nimi Brunhildę - arka XXIw ze mną, Guru i Cecilem.
Poprzedni rok witałam w Polsce, z prawie-kompletnym zestawem zębów, z jednym kotem, chorym pęcherzem, pierwszym iPhonem i pracując dla Dużej Ponadnarodowej Instytucji. Żegnałam go w Anglii, z mniejszą ilością zębów, z innym kotem, wciąż chorującym pęcherzem, trzecim iPhone'em i pracując dla siebie. W ostatecznym rozrachunku nie mogę narzekać, ale cieszę się, że czas idzie do przodu i powitaliśmy 2014.
Przed nami wybory do Parlamentu Europejskiego (w Polsce 25 maja), wycieczki po Wielkiej Brytanii, późna Wielkanoc i może lato podobne do tego jakie mieliśmy w Anglii w zeszłym roku. Reszta roku jest nierozpisana i pozostanie niespodzianką do samego końca, czyli aż się nie wydarzy.
Mam nadzieję, że gdzieś po drodze zwanej jako 2014 odnajdę sens i nowy kierunek dla tego bloga. Ostatnie kilka dni myślałam sobie o nim i przyszło mi do głowy kilka myśli - od rozszczepienia go na różne blogi, po totalną przemianę zawartości. Problem z pierwszą opcją to fakt, że rozszczepianie jest generalnie bez sensu - w ilu miejsach w wielkiej sieci można się produkować? Totalna zmiana zawartości byłaby ruchem odważnym, więc najpewniej skończy się tak, jak zwykle - ciszą w eterze i myślami niedokończonymi.
Na koniec zdjęcie jeszcze z 2013. Komputer już nie nowy, ale zdjęcia od wakacji mi zalegają bo poziom samo-dyscypliny technologicznej oscyluje mi w okoliach 23%. Może powinnam jako postanowienie Nowo-Roczne zapisać większą chęć do patrzenia na ekran komputera w czasie wolnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz