środa, 21 listopada 2012
poniedziałek, 19 listopada 2012
Limonki i kapusty i polityka, która wszędzie się wciśnie
Wice-premier nam się zdymisjonował. Ciekawe co dalej z nim będzie i kto go zastąpi. Taka polska polityka bez Waldka Pawlaka już nie będzie ta sama. Samo-dymisje na tle honorowym (jeśli tak można nazwać tą wice-premierową z dzisiaj) to chyba polityczna rzadkość. Wice-premier odszedł ponieważ nie zdobył poparcia partii. Nie głosuję na PSL i nie mam zamiaru, ale pana premiera Pawlaka raczej szanuję za dzisiejszą decyzję i w przyszłych dysputach politycznych będę o tym pamiętać.
Aż szkoda, że prezes tak twardo trzyma się partyjnego stołka i ani myśli o samo-dymisji. Taka ideologiczna czystka w opozycji mogłaby być dobra. Chociaż jeśli trotyl nie pomógł (prezesowi, a nie prezydentowi!) w odejściu, to podejrzewam, że tutaj nic nie pomoże. Zresztą - prezes nie może odejść na tle ideowym, ponieważ jego jedyną ideologią jest to, co nie jest ideologią rządu. Płynna to i wszechstronna ideologia. Wszystko co nie jest Donaldem Tuskiem, jest ideologią prezesa. Szczególnie jeśli jest możliwość połączenia tego z wątkiem smoleńskim.
Machiavelli napisał dawno temu, że polityka nie ma związku z moralnością. Miał chłop rację wtedy i ma rację teraz (informacja wewnętrzna: nie przeczytałam jeszcze artykułu o Machiavellim z poprzedniej polityki - coś mi się chyba urodziło w podświadomości po weekendowych rozmowach politycznych i nie tylko)
Z bardziej przyjemnych przemyśleń była wizyta Limonki w Londku. Limonka została przeciągnięta po sklepach, po parkach, galeriach i kawiarniach. Została zagadana, pokrzepiona kawą, nakarmiona na śniadaniach na mieście, zarzucona wiedzą lokalną, problemami mniej i bardziej przyziemnymi. Mimo, że jak wszyscy wiemy mam tendencje do słowo-toku i szybkiego marszu Limonka nie narzekała i teraz mamy nadzieję, że do nas wróci prędko. Żegnać się nigdy nie jest fajnie, ale na pocieszenie mam kurtkę zimową i całe kilogramy makaronu udon w lodówce. Ewentualne smutki zaleję sosem rybnym z ... limonkami.
Na koniec będzie kapusta. Czy to nie jest najpiękniejsza kapusta jaką kiedykolwiek widzieliście?
Aż szkoda, że prezes tak twardo trzyma się partyjnego stołka i ani myśli o samo-dymisji. Taka ideologiczna czystka w opozycji mogłaby być dobra. Chociaż jeśli trotyl nie pomógł (prezesowi, a nie prezydentowi!) w odejściu, to podejrzewam, że tutaj nic nie pomoże. Zresztą - prezes nie może odejść na tle ideowym, ponieważ jego jedyną ideologią jest to, co nie jest ideologią rządu. Płynna to i wszechstronna ideologia. Wszystko co nie jest Donaldem Tuskiem, jest ideologią prezesa. Szczególnie jeśli jest możliwość połączenia tego z wątkiem smoleńskim.
Machiavelli napisał dawno temu, że polityka nie ma związku z moralnością. Miał chłop rację wtedy i ma rację teraz (informacja wewnętrzna: nie przeczytałam jeszcze artykułu o Machiavellim z poprzedniej polityki - coś mi się chyba urodziło w podświadomości po weekendowych rozmowach politycznych i nie tylko)
Z bardziej przyjemnych przemyśleń była wizyta Limonki w Londku. Limonka została przeciągnięta po sklepach, po parkach, galeriach i kawiarniach. Została zagadana, pokrzepiona kawą, nakarmiona na śniadaniach na mieście, zarzucona wiedzą lokalną, problemami mniej i bardziej przyziemnymi. Mimo, że jak wszyscy wiemy mam tendencje do słowo-toku i szybkiego marszu Limonka nie narzekała i teraz mamy nadzieję, że do nas wróci prędko. Żegnać się nigdy nie jest fajnie, ale na pocieszenie mam kurtkę zimową i całe kilogramy makaronu udon w lodówce. Ewentualne smutki zaleję sosem rybnym z ... limonkami.
Na koniec będzie kapusta. Czy to nie jest najpiękniejsza kapusta jaką kiedykolwiek widzieliście?
środa, 7 listopada 2012
Media (naprawdę) kłamią
Wiele w życiu przeczytałam głupot w gazetach. Przeczytałam o tym jak jakiś biedak nie śpi bo trzyma kredens i o przerażającym ataku wściekłego bobra. Dla mediów nie ma świętości i nikt się przed nimi nie ukryje. Doda, dwugłowa krowa sąsiada, Donald Tusk, lekarze, zdradzieckie bociany lecące na Litwę, nawet mini-ronda - wszyscy muszą się mieć na baczności, bo nadgorliwi dziennikarze tabloidów wskoczą im zaraz do majtek, samochodów, siatek z zakupami i obory by wygrzebać na nich jakieś brudy.
Plotka jest nośna i nie trudno w mało ciekawych faktach o ciekawych ludziach (zwierzętach, przedmiotach) o nadinterpretację. Tabloidy w końcu głównie liczą na sprzedaż swojego nakładu, bo to ona nakręca reklamodawców a reklamodawca to postać dla mediów święta. Pamiętam jak kilka dobrych lat temu, kiedy jeszcze plotki ze świata medialnego mnie nie obchodziły któryś z dobrze prosperujących właścicieli, którejś z dobrze prosperujących telewizji prywatnych w Polsce powiedział (na prywatnym przyjęciu w prywatnym gronie), że gdyby mógł, to w ramówce na każdą godzinę miałby 45 minut reklam i 15 minut programu. Te 15 minut muszą przecież przytrzymać oglądającego, tak jak te 250 słów musi przyciągnąć uwagę czytelnika. Uwaga jest w dzisiejszych czasach krótko-trwała, więc sensacja sprzedaje się lepiej. Niuanse to zbyteczne słowa, a fakty to niepotrzebne szczegóły.
I tu dochodzimy do sedna problemu. Fakty w dzisiejszych czasach są w mediach towarem tracącym na wartości szybciej niż waluta wspólnoty europejskiej. Codziennie czytamy w gazetach sprostowania i codziennie przechodzimy obok naciągania faktów w mediach obojętnie.
W tym tygodniu w Polsce posypało się kilka medialnych głów. Redaktor naczelny Rzeczpospolitej został zwolniony po sześciu dniach medialnej burzy jaką spowodował artykuł jasno mówiący, ze na pokładzie TU-154 (a raczej na tym, co z pokładu zostało) znaleziono materiały wybuchowe. W artykule trudno doszukiwać się niedopowiedzeń. Autor, Cezary Gmyza, sugeruje, że Premier jest świadom, i że stanowiska w tej sprawie wciąż nie ma. Nie trzeba było długo czekać na reakcję opozycji, która zaraz zapytała czy premier tylko skaże opozycję na banicję czy też od razu zamorduje. "Prawda" nareszcie wyszła na jaw. Zwolnienie Gmyza i redaktora Wróblewskiego zostało oczywiście nazwane "zamachem na wolność słowa".
Jeśli tego typu rewelacje są dla Was szokujące, to tego typu przykładów namnożyło się ostatnio więcej. Dziś rano Daily Mail opublikował artykuł, w którym jasno stwierdził, ze Parlament Europejski chce zakazać dzieciom książek opisujących "tradycyjne rodziny". Rewelacje te poparte zostały raportem Komisji ds Kobiet i Uprawnienia, który w swojej ostatniej publikacji sugeruje działania mające na celu zwiększenie równości płciowej w Europie. Szok, horror - unia chce zrujnować naszym dzieciom dzieciństwo.
Na pierwszy rzut oka Daily Mail ma z Rzepą niewiele wspólnego. A potem patrzymy bliżej, czytamy przytoczone przykłady i ... okazuje się, że obie gazety kłamią. Oskarżenie o kłamstwo to sprawa w życiu publicznym dość ważka, ale to jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy słowo kłamstwo jest adekwatne.
Rzeczpospolita doszukała się trytolu i niktrogliceryny (i pośrednio zamachu) na podstawie oświadczenia prokuratury o "substancjach wysokoenergetycznych". Prokuratura w czasie pisania artykułu przez pana Gmyza słowem nie wspomniała o żadnym trytolu. Zaraz później zresztą szybko wyjaśniła, że nic o żadnym trytolu jej nie wiadomo.
Daily Mail natomiast użył jako swojej wymówki raportu na temat stereotypach płciowych. Raport Komisji (tutaj jest oryginał) został spowodowany tym, że zarobki kobiet są wciąż niższe i nagle zupełnie niewinna sugestia wprowadzenia bardziej współczesnych modeli rodziny w mediach (z przykładem reklam w telewizji, a nie książek) została rozdmuchana do nagłówka: "Teraz Unia zabierze dzieciom książki". Tak, Unia już się śpieszy, żeby odbierać nam Muminki, bo mama Muminka chodzi w fartuszku zamiast biegać po Dolinie Muminków z neseserem i iPadem w Louboutinach.
Nie wiem jak Wam, ale mnie oba artykuły wydają się umyślnym wprowadzaniem czytelnika w błąd. W języku potocznym takie zachowanie nazywa się kłamstwem. Rzepie zwolniono redaktora naczelnego, ale na Daily Mail nie ma bata - dziś zakazane książki, jutro prostowane banany a pojutrze Czwarta Rzesza z Heil Merkel. Tysiące ludzi codziennie rano kupują gazetę i nawet nie wie, że zapłaciła właśnie za kłamstwa. I to takie grubymi nićmi szyte - oparte nawet nie na plotkach, ale na wybujałej wyobraźni autora, który na co dzień ma czelność rozdawać ludziom wizytówki, na których zwie się dziennikarzem.
Rzeczpospolita doszukała się trytolu i niktrogliceryny (i pośrednio zamachu) na podstawie oświadczenia prokuratury o "substancjach wysokoenergetycznych". Prokuratura w czasie pisania artykułu przez pana Gmyza słowem nie wspomniała o żadnym trytolu. Zaraz później zresztą szybko wyjaśniła, że nic o żadnym trytolu jej nie wiadomo.
Daily Mail natomiast użył jako swojej wymówki raportu na temat stereotypach płciowych. Raport Komisji (tutaj jest oryginał) został spowodowany tym, że zarobki kobiet są wciąż niższe i nagle zupełnie niewinna sugestia wprowadzenia bardziej współczesnych modeli rodziny w mediach (z przykładem reklam w telewizji, a nie książek) została rozdmuchana do nagłówka: "Teraz Unia zabierze dzieciom książki". Tak, Unia już się śpieszy, żeby odbierać nam Muminki, bo mama Muminka chodzi w fartuszku zamiast biegać po Dolinie Muminków z neseserem i iPadem w Louboutinach.
Nie wiem jak Wam, ale mnie oba artykuły wydają się umyślnym wprowadzaniem czytelnika w błąd. W języku potocznym takie zachowanie nazywa się kłamstwem. Rzepie zwolniono redaktora naczelnego, ale na Daily Mail nie ma bata - dziś zakazane książki, jutro prostowane banany a pojutrze Czwarta Rzesza z Heil Merkel. Tysiące ludzi codziennie rano kupują gazetę i nawet nie wie, że zapłaciła właśnie za kłamstwa. I to takie grubymi nićmi szyte - oparte nawet nie na plotkach, ale na wybujałej wyobraźni autora, który na co dzień ma czelność rozdawać ludziom wizytówki, na których zwie się dziennikarzem.
piątek, 2 listopada 2012
Najlepsza referencja
"Ty jesteś takim paradoksalnym połączeniem młodzieńczej niewinności z pewnością siebie spotykaną u czołgów"
Rzecznik prasowy dużej europejskiej instytucji
wypowiada się o mnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)