Znowu mnie wcięło gdzieś daleko od świata internetu. Królowa panuje już Anglikom 60 lat i trzeba było ten jubileusz jakoś zaakcentować. Poza tym przecież mamy Euro moi drodzy i to takie piłkarskie a nie kryzysowe! Ja celebruję więc zniknięciem z internetu. Porzuciłam wszystko na kilka dni i tylko od czasu moja maszyna, która robi "piiim, piiim" (ale takim miękkim a nie irytującym głosem) wołała, że mam nowe maile. Niech maile (szczególnie te z pracy) spadają. Niech księga gąb spada (ta to już szczególnie, paskudna i wścibska - wszystko o wszystkich by chciała wiedzieć kanalia jedna), niech spadają inne ćwierkające wymysły.
Co świat by zrobił gdyby nagle nam wszystkim wysiadł internet? Tak tylko na 48 godzin. Najlepiej w ciągu tygodnia, bo weekendy się nie liczą. A może lepiej, żeby wysiadł w weekend, bo wtedy ludzie mają czas i cała prawda o tym jak go spędzają wyszłaby na jaw? Gdybym miała ten eksperymet przeprowadzić na całego to zabroniłabym też telewizorów i smsów. Telefony niech zostaną, ale niech służą tylko do dzwonienia. Żadnych czatów, żadnych kamer z ośmioma megapikselami. Wyobrażacie sobie, że to pokolenie młodsze ode mnie (a mnie stuknęło ćwierćwiecze, gdyby ktoś się zastanawiał) nie będzie już znało świata bez globalnej sieci? Oni już śmigają po iPadach lepiej niż śmigają po książkach, a fakt, że coś istniało przed Wikipedią, co służyło podobnym celom pewnie im się w głowie nie mieści. Papier niedługo będzie przez ludzkość oglądany tak, jak przez Rolanda Deschain z Mrocznej Wieży. Jak coś prawie niemożliwego. Z tą jedynie różnicą, że w świecie Rolanda go nie było, a naszym świecie będzie niepotrzebny.
Ja sama jestem też winna. Zamiast zaplanować przejście z punktu A do punktu B przed wyjściem z domu, po wychynięciu nad ziemię klikam (czy klika się ekran dotykowy?) taką malutką strzałkę i mój iTelefon od razu mówi mi gdzie jestem, a zatem też jak dostać się do celu. Kiedy mam jakiekolwiek pytania to sięgam nie do głowy, a do kieszeni. I tak proszę wraz z postępem technologicznym zmienia się nie tylko świat dookoła nas - kable w domu to już przecież tylko kwestia połączenia sprzętu do prądu - ale i ten w nas. Zamiast pisać do szuflady te wszystkie przemyślenia (na wspomnianym już papierze) albo list do kogoś taki z całą masą błyskotliwych komentarzy o współczesności, zdecydowałam się rozpisać na blogerze. Milczenie, jednak jest, jak napisał Shakespeare, złotem.
Starczy tego malkontenctwa tym razem na temat postępów techniki. Trzeba kciuki trzymać bo jutro musimy wklupać Rosjanom. To jest kwestia honorowa. Już starczy, że za mało wklupaliśmy Grekom (chociaż im to chyba ze współczucia daliśmy z nami zremisować, bo kopać już leżącego raczej nie wypada. nawet jeśli leży mu tylko rynek pracy)
(p.s. ostatnio wszędzie zabieram aparat i nigdy nie mam w nim karty pamięci. zamiast dzieł moich będzie dzieło Charlie'ego pt - głowa w trawie. Jeśli Lynch może porzucać uszy to ja mogę stracić głowę)
1 komentarz:
Ale za to jaka piękna głowa. Oby jak najczęściej takie w trawie leżały. Buźka
Prześlij komentarz