Wczoraj kupowalam bilety na podroz zycia do Strasbourga. Moje zainteresowanie Strasbourgiem dotad ograniczalo sie do zainteresowanie historycznego. Watek przynaleznosci Strasbourga do Alzacji badz Lotaryngii przewijal sie przez moja edukacje historyczna. Kiedy czlowiek legenda - Andrew Young - pytal nas czy podejrzewamy co sie po danym konflikcie moglo stac ze Strasbourgiem zawsze wszyscy sie cieszylismy. Tak, to taka pilka ping-pongowa miedzy Niemcami a Francja i moze wlasnie dlatego postanowiono ze tam, miliony kilometrow od cywilizacji wszelakiej (ale pomiedzy dwoma wielkimi cywilizacjami) zasiadzie parlament europejski. Niech to zawsze bedzie miejsce konfliktow.
Ale nie o tym mialo byc, mialo byc o biletach - kupilam je i musialam sie z potencjalnych wydatkow na bilety wytlumaczyc Wyzszym Instancjom Europejskim. Wyzsze Instancje Europejskie nie sa nikomu blizej znane, nie maja imienia i twarzy, ale maja nosa do szukania dziury w calym. Musicie przyznac, ze bez twarzy miec nosa do czegokolwiek, to trzeba byc utalentowanym. Tak utalentowane sa tylko Wyzsze Instancje Europejskie i juz za sam ten fakt nalezy im sie ciagla i nieustajaca uwage mediow. Instancje zazyczyly sobie abym podala im ceny biletow w tej walucie, ktora ostatnio ma problemy, a ktora Instancje podpisaly wlasnymi rekami (rece tez sa, mimo braku twarzy). Prosba o ceny w problematycznej walucie sama jest problemem. Po pierwsze - ja place teraz, ale dostane zwrot w styczniu. Ile wtedy bedzie warta problematyczna waluta? Ale jest jeszcze zupelnie inna kwestia - jeden z poslancow Innych Wyzszych Instancji Europejskich (jest ich wiecej) powiedzial przedwczoraj, ze euro (dla tych, ktorzy sie nie domyslili, to wlasnie ta waluta z problemami) ma najwyzej 10 dni zycia przed soba jesli ktos sie nie zdecyduje na radykalne rozwiazania. Jesli to prawda, to pojade do Strasbourga z biletem kupionym za martwa walute. Czy to spowoduje, ze moj bilet sie zdewaluuje? A co z wyplata? Nie miala kobieta hobby, znalazla sobie Unie Europejska. Od wiosny rzucam to i jade krecic filmy o pingwinach.
Ha! A do mnie jutro zawita moja wlasna, najlepsza Maman (no, moze nie taka wlasna - troszke nalezy tez do Moony'ego). Bedziemy zwiedzac Londek, pojdziemy na targ, sprobujemy zalapac sie na Leonardo i zjemy pelno dobrego jedzenia! Calego Londka raczej nie mamy szans odwiedzic, ale jakis maly kawalek go uszczkniemy i tak oto Londek zostanie uszczkniete. A Europa niech radzi sobie w ten weekend sama.
Na koniec kolejne odgrzewane zdjecie. Nie ma jak Dylemat w Devon (Dylemat ma tak naprawde imie Dilemma):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz