Och, zycie mnie pozarlo w ciagu ostatnich dziesieciu dni i stad cisza na blogu nastala. Najpierw pozarla mnie Polska, bo pozwolilam sobie na ekstrawagancka wycieczke do domu w srodku termu. I nawet nie podejrzewalam jak bardzo tego potrzebowalam az nie wyladowalam w Pyrzowicach - usmiechalam sie przez samolotowe okno, jak przyslowiowy glupi do sera.
Potem pozarly mnie sprawy duzo mniej przyjemne, czyli eseje. Oba sie juz napisaly. Nie bede ukrywac, ze bardzo im pomoglam. Teraz sa juz zrobione i nawet nie sa takie zle jak mi sie w poniedzialek wydawalo. Ale to Columba i Nieves beda oceniac, a ja tylko grzecznie moge od nich odebrac ocene. Skonczylam tez przygode z Machiavellim (je!) i zaczelam rozbiorke Marxa na czesci pierwsze - niech ma na co zasluzyl.
O, zrobilam dzis swoje pierwsze samodzielne patatas bravas. I smakowaly bardzo podobnie do domowego idealu. A zniknely tak samo szybko, jak te w domu. Bardzo mnie to ucieszylo.
I to tyle. Juz sie wyspiewalam i moge isc spac. Tym bardziej, ze jutro spie do oporu, bo nie obudza mnie ani eseje ani inne budziki.
1 komentarz:
Prześlij komentarz