Nie wiem, ktory to juz raz z kolei obiecuje sobie poogladac House'a wieczorem. I nie wiem gdzie te wszystkie wieczory uciekaja, ze nagle jestem spiaca i klade sie do lozka z ksiazka, bo na mysl o patrzeniu w komputer mi gorzej. A dzis z nicnierobienia oszalalam i przeczytalam caly internet. Dwa razy. To tylko ja i Chuck Norris potrafimy, a ja tylko jak jestem po paru tygodniach ciaglej akademickiej adrenaliny. Eseje sie skonczyly, a adrenalina zostala i nie wiem co poczac z nadmiarem czasu i energii.
Energie postanowilam spozytkowac idac na niepotrzebne zakupy ... spozywcze. Kupilam actimele, sos sweet chilli (pycha z cheddarem), kawe Illy i czerwone wino Casillero del Diablo. Jestem rozpuszczonym studentem. Zadnej z tych rzeczy nie potrzebuje do przezycia ale w koncu w zyciu nie chodzi o to, zeby przezyc, a zeby Zyc (przez jak najwieksze Z), prawda?
Pogadalam tez z Anita zupelnie inaczej niz normalnie, ale nad herbata i ciachem zupelnie jak normalnie. I zobaczylam ja w zupelnie nowym swietle. Jeszcze nie postanowilam czy dobrym czy zlym - po prostu innym. Niektore mysli po naszej rozmowie spowodowaly, ze sie czulam odrobine nieswojo. Niektore wizje przyszlosci sa trudne do wyobrazenia i lepiej sie nimi martwic jak stana sie blizsze.
Zeby sobie nikt nie pomyslal, ze jest mi zle. O nie - jest mi dobrze (duzo lepiej niz na przyklad kiedy wczoraj pisalam notke). Tylko ze im sie jest starszym tym wieksza ilosc kwestii trzeba ogarnac i dobrze czasem usiasc i sie nad nimi zastanowic. A potem z zadowoleniem i uczuciem spelnienia poogladac House'a w akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz