Im dalej jest się od przedszkola tym więcej targa się ze sobą dokumentów. Kim byłabym bez paszportu? A bez prawa jazdy? A jeżeli nie mam prawa jazdy? Dowód mi gdzieś zaginął dawno temu i nowego nie planuję na razie wyrabiać. Wymaganie ode mnie dwóch dokumentów tożsamości ze zdjęciem wydaje się lekką przesadą. Podobno zdjęcie potwierdza moje istnienie, a moja osoba w poczekalni już niekoniecznie. Po lewej stronie rachunki za gaz i prąd (potwierdzają mój adres), na nich wyciąg z banku (potwierdza, że kapitalizm nie przytłoczył mnie ponad możliwości), obok zaświadczenie o stanie zatrudnienia (potwierdza, że kolejny etap mojej przeprawy przez życie zaczął się w tym miesiącu), pod tym wszystkim kopie wszystkich osiągnięć w zakresie wykształcenia. Jeśli myślicie, że czas był łaskawy i nie wypomina mi niektórych błędów na maturze, to się mylicie. Na wszystkim daty, miejsca, podpisy. Tu jestem numerem pracownika, tam PESEL, tam paszportu a gdzie indziej studenta. Jestem klientem number 018744712 w jednej firmie, a w innej AF7391071. Moje nazwisko pewnie przetacza się przez kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt!) komputerów dziennie. Trudno się dziwić, że coś tak osobistego i nie-papierowego jak blog troszkę mi zaginął w tym wszystkim.
Odkopałam wreszcie zdjęcia z Rzymu. W Rzymie ponad miesiąc temu, a jeszcze nie zajrzałam do zdjęć. Nie upiekłam też żadnego ciasta odkąd wypełniam te wszystkie formularze. Coś mi mówi, że trzeba się wziąć za siebie i wrócić do normalności. Zamiast klienta numer AF7391071 zdecydowanie wole być amatorskim piekarzem. A co!
A na koniec Watykan, kiedy jeszcze był stary Papież. My pojechaliśmy go odwiedzić i biedak na drugi dzień zrezygnował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz