Nastapila Londynska fotograficzna posucha. Slonce schowalo sie za horyzontem, prognozy pogody mowia, ze nastepnym razem zajrzy do nas w marcu, a jesli bedziemy mieli pecha to moze na jakas krotka chwile w maju. Ale to nic - pomimo przeciwnosci losu mam zamiar w ten weekend wyruszyc na miasto z aparatem. Wszystko jedno jakie miasto. Moze to bedzie moja dzielnica, moze to bedzie samo centrum a moze to bedzie Oxford. Dawno mnie w tym ostatnim nie bylo. Byleby byl ze mna aparat.
Ludzie pytaja, kiedy bede miala dla nich chwile. Popatrzylam w swoj nowo-nabyty kalendarz i odpowiedzialam "27 stycznia". Przede mna kilka intensywnych-towarzysko wieczorow, jakas sesja plenarna jakiegos parlamentu, nieskonczone ilosci aplikacji do zlozenia, wypad do Cambridge i na podobno jakies zakupy. Co to sie porobilo? Zawsze bylam dobrze zorganizowana ale zeby az tak? A moze wlasnie jestem zle zorganizowana i moglabym wszystko powciskac bardziej i zwolnic jeszcze troche miejsca? Zamiast siedziec na kanapie teraz moglabym przeciez udzielac sie towarzysko czy wisiec na telefonie.
Obok Guru zapatrzyl sie w nowego Vouge'a. Jestesmy jedyna para gdzie to ON spedza z Vogue'iem wiecej czasu. Mnie tylko podsuwane sa najlepsze zdjecia - kiwam glowa i trzymam za niego kciuki. Dla niego - Vouge. Dla mnie - The Economist. Dobrze, ze w ogole oboje z przyjemnoscia wymieniamy sie naszymi gazetami. Nie wiem jak Was, ale mnie moj zwiazek na pewno wzbogaca. Nawet jesli czasem tylko o wiedze o nowej kolekcji Stelli McCartney.
Kontynuujac trend z poprzedniego postu dzisiaj bedzie Cicius z bliska ze swoim niebieskim okiem.
2 komentarze:
To sie nazywa roznorodnosc. Inaczej plakalibyscie z nudow. Masz swieze spojrzenie na mode na skroty, bez przegladania setek stron. Jaka oszczednosc stron.
Hehe, zdecydowanie :)
Prześlij komentarz